Otwórz menu główne

Zmiany

Wieści ze Strasburga

Dodane 4775 bajtów, 14:50, 13 mar 2022
== Karnawał – c.d. ==
7 kwietnia 2004 r.
 
Pamiętacie, jak w ostatnich wieściach (do licha, to już miesiąc temu, jak ten pobyt we Francji rozleniwia!) pisałem, że nie było żadnego karnawału? Otóż nie wiedziałem wtedy jeszcze, że tutaj Tłusty Wtorek to początek, a nie koniec, karnawału. Zdawałem sobie sprawę, że Francuzi nie są zbyt religijni – nawet w stosunkowo katolickiej Alzacji – ale nie sądziłem, żeby aż tak. Karnawał w poście... Cóż, co kraj to obyczaj.
 
''Quand en France, fais comme les Irlandais '' (kiedy jesteś we Francji, rób tak, jak robią Irlandczycy), jak powiedział mój sąsiad, Anglik, w dniu św. Patryka, które było świętem nie tylko dla licznych tu Irlandczyków (głównie studentów), ale i dla wszystkich mieszkańców Strasburga. Tak więc nie było wyjścia, tylko trzeba było dostosować się do miejscowych zwyczajów i bawić się z tubylcami, a jeszcze częściej – z innymi cudzoziemcami. To było oczywiście 17 marca – akurat wtedy, kiedy zaczynała się robić wiosna. Większość dnia spędziłem na pikniku w parku między Pałacem Uniwersyteckim a ogrodem botanicznym. To były urodziny niejakiej Silvii, więc zjedliśmy tort, wypiliśmy szampana, pograliśmy w piłkę, no i ogólnie było jak to na pikniku. Towarzystwo, jak zwykle międzynarodowe, choć głównie Niemcy, jak Silvia. Początek dnia był trochę trudny, bo dzień wcześniej była wielka impreza zorganizowana przez samorząd z mojego instytutu. Tam było tak, jak nie lubię – autobusem za miasto do jakiejś sali gimnastycznej na zadupiu – ale przynajmniej za darmo (wszystko za darmo – nawet whisky
w dowolnych ilościach!), no i to największa taka impreza w ciągu roku, więc jak mógłbym nie pojechać?
 
Po pikniku rozeszliśmy się do domów coś zjeść, żeby wieczorem znowu się spotkać przy piwie, tym razem w ogródku na Starówce. Ponieważ większość towarzystwa stanowili matematycy, to czas zszedł nam głównie na zagadkach matematycznych. Do tej pory nie dostałem od nich odpowiedzi, jak rozwiązać problem ze smerfami (czyli ze
Strumpfe, jak mówią Niemcy) i z kropkami, które Gargamel namalował im na czołach. Potem poszliśmy jeszcze pod jeden z ajryszpabów, ale tłum był taki, że z trudem można było przecisnąć się z jednego końca uliczki na drugi, nie mówiąc już o wejściu do środka. Niemniej udało nam się zobaczyć – i posłuchać – jednego autentycznego dudziarza w spódniczce.
 
No, ale jednak post zobowiązuje, więc przynajmniej jeść trzeba jak w poście. Na szczęście Mama przysłała mi przepis na moją ulubioną sałatkę śledziową, więc chociaż dzięki temu mogłem się poczuć trochę jak w domu. Były drobne problemy ze składnikami: po pierwsze, nie udało mi się nigdzie znaleźć solonych płatów śledziowych. Marynowane, w śmietanie, rolmopsy itp. owszem, ale takich zwykłych surowych płatów – nie. Użyłem w końcu najbliższego odpowiednika, jaki udało mi się kupić, czyli śledzie wędzone. Też dobre. Podobny problem był z ogórkami – konserwowych jest do woli, ale o kiszonych tu nie słyszeli. Na szczęście sąsiadka odstąpiła mi jeden słoik przywieziony jeszcze z Polski. W każdym razie sałatka się udała, zrobiłem cały wielki garnek, no i – rzecz jasna – dwa dni później już było po sałatce. Ale na pewno to nie ostatnia, jaką sobie zrobiłem. Z ciekawszych tematów kulinarnych, to jeszcze mogę wspomnieć krokiety z kapustą i pieczarkami, jakie raz zrobiłem z wyżej wspomnianą sąsiadką. Pyszne były. Ale niestety taka mobilizacja zdarza się tylko co jakiś czas. Codzienność to makaron i paluszki rybne. Praktycznie cały akademik kupuje makaron i paluszki rybne w tym samym supermarkecie w Kehl i wszyscy regularnie się tym żywią. „Co tam pichcisz?” – „To co zwykle, makaron, ryba. A ty?” – „To samo. ''Comme d’hab.''” – „No to ''bon ap.''” – „''Merci. Bon ap.''” Tak mniej więcej wyglądają codzienne rozmowy w kuchni. ''Comme d’hab.'' Jak zwykle.
 
Jak już wspomniałem, do Strasburga (nareszcie!) zawitała wiosna. Zrobiło się – na ogół – ciepło i słonecznie, trochę się już zazieleniło, a na Placu Republiki zakwitły magnolie (piękny widok). Sąsiad pokazał mi drogę do pobliskiego lasku, do którego w niedzielę wysypuje się cały Strasburg – coś tak jakby nasz Las Wolski, jest jeden pałacyk i minizoo. W każdym razie przyjemne miejsce na krótkie spacery rowerowe.
 
I jeszcze, wracając do tematu Wielkiego Postu – przedwczoraj miałem okazję obejrzeć w kinie „Pasję”. A skoro o tym mowa, to życzę Wam wszystkim jak najweselszych i najszczęśliwszych Świąt Wielkiej Nocy, mokrego jajka i smacznego dyngusa.
== Wielkanoc ==