Takie zwyczajne... JA
Takie zwyczajne... JA. Codzienność, codzienność, codzienność... To zazwyczaj nasz cały świat. Te same czynności, te same miejsca, ci sami ludzie, ten sam stres, te same zmartwienia i radości... A tak niewiele niezwykłych momentów, ciekawych miejsc, chwil zadowolenia z siebie, szalonego łopotania serc. Dlaczego jest tego tak niewiele? Przecież tyle z siebie dajemy, tak się staramy, aby wszystko posuwało się do przodu, a nadal to, co czujemy i robimy, jest ulotne i tak bardzo mało ważne! Czasami dopada taka dziwna myśl, że nic nie znaczę na tym świecie, nie jestem nikim nadzwyczajnym, nikt spoza mojego otoczenia nie będzie mówił o moich dokonaniach, sukcesach czy odkryciach! Ani ze mnie naukowiec, ani artysta, ani poliglota, ani sportowiec... Tylko taki swojski, zwyczajny JA. Gdy już milowymi krokami człowiek zbliża się do pytania: po co to wszystko do cholery?... Musi zdać sobie sprawę, że kocha, że jest kochany, lubiany i podziwiany... Ktoś o nim myśli, ktoś się o niego martwi i płacze, choćby w duchu, gdy go zbyt długo nie widzi... Przypominam sobie zdanie pewnego mądrego księdza, który powiedział: „Życie to dar i zadanie”... Więc ja i Ty jesteśmy tu po to, aby spełniać misję... Niezwykle ważną misję przyjaciela, córki, syna, brata, siostry, matki, ojca, babci i dziadka, misję naukowca, onetowca, prawnika, lekarza, marketingowca czy księgowego. Tworzymy cały świat dla otaczających nas ludzi i sprawiamy, że ich życie jest wartościowe! Medalu na olimpiadzie, Złotego Globu czy Nobla raczej nie dostaniemy, ale musimy pamiętać, że to zwyczajne JA jest najważniejsze na świecie – zarówno z punktu widzenia Boga, jak i ludzi. Uszy do góry, moi nadzwyczajni WY!