== Karnawał ==
3 marca 2004 r.
Dopiero co zaczął się Wielki Post, więc pora by podsumować karnawał – który zresztą dla niezbyt religijnych Francuzów i tak się jeszcze nie skończył. Wrażenie ogólne: Rio to to nie jest. Po pierwsze, pogoda nie zachęca do tego, żeby w ogóle wychodzić na pole. Za zimno żeby organizować gołe parady jak w Brazylii, a za ciepło, że-
by robić kuligi jak w Polsce. Niestety ta pora roku w północnej Francji jest chłodna, mokra, szara i brzydka. Do tego jest to okres ferii zimowych, więc młodych ludzi, z którymi ewentualnie można by imprezować, nie ma zbyt wielu. Mój akademik prawie opustoszał.
Zresztą obowiązujący tu styl imprezowania niezbyt mi odpowiada. Zabawy studenckie polegają tu na tym, że w każdy czwartek tych, którzy kupili bilety (w cenie 4-7 €), pakuje się do autobusów i wywozi do jakiejś hali na obrzeżach miasta, gdzie wszyscy w niezbyt skoordynowany sposób podrygują przy dźwiękach czegoś, co można
by ewentualnie nazwać muzyką. A do tego piją wodę z piwem w malutkich plastikowych kubeczkach, za co płaci się co najmniej po 1 €. Poza tym w mieście jest praktycznie tylko jeden lokal, Java, do którego „wszyscy” chodzą, w związku z czym, koło dwudziestej trzeciej robi się tam niemiłosiernie ciasno i duszno. Usiąść się nie da, porozmawiać też nie, a piwo jak wyżej tylko droższe. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że to nie dla mnie. No dobra, jeden raz rzeczywiście dobrze się bawiłem w Javie, ale wtedy w ramach promocji to niedobre piwo i jeszcze gorszy pastis (francuski likier anyżowy) były za darmo i w dowolnych ilościach.
Bardziej kameralne spotkania u kogoś w pokoju na szczęście się zdarzają, choć rzadko. Wtedy można skorzystać z faktu, że jest się w gronie międzynarodowym (Niemcy, Bułgarzy, Włosi, Anglicy i trochę Francuzów). No i to, co tygrysy lubią najbardziej, czyli gry towarzyskie – [[psycholog]], [[meksykanka]]... Jedną z takich kameralnych
miniimprez były moje urodziny. Część z Was dobrze wie, jak te urodziny wyglądały, ale pozostałym należy się informacja: otóż impreza z okazji urodzin [[Jajco|Jajca]] i moich, a przy okazji również Ostatków, odbywała się równocześnie w Krakowie i w Strasburgu. Do mojego pokoju zaprosiłem na piwko i winko paru sąsiadów z akademika, podczas gdy moi znajomi z Krakowa (i jeden [[Warszawa|Warszawy)]] bawili się na prywatce u [[Kałasz]]a. Przez długi czas utrzymywaliśmy kontakt głosowy przez Internet, co pozwoliło nam m.in. na wspólne od śpiewanie „Sto lat” (ach, te nowe technologie!). Wirtualnie w imprezie uczestniczył też [[Kostek]] – jeden z najwierniejszych czytelników Wieści, który teraz sam wyjechał na stypendium do Włoch.
Skoro jesteśmy w temacie międzynarodowym, to czas na małą analizę porównawczą różnych kultur. Temat: pączki. O tak smakowitej tradycji, jak Tłusty Czwartek, oczywiście nie zapomniałem, więc w przeddzień tego jednego z moich ulubionych świąt wybrałem się na poszukiwanie pączków. Okazuje się, że we Francji świętem tłustości i słodkości jest nie Tłusty Czwartek, a Tłusty Wtorek (''mardi gras'') – czyli nasza Śledziówka. Oczywiście pączki były dostępne w sklepach znacznie wcześniej, ale zawiodłem się. Po pierwsze miałem wrażenie, że te ''beignets'' były albo stare, albo dietetyczne – w każdym razie nie ociekały tłuszczem tak, jak powinny prawdziwe pączki, a do tego były małe (i oczywiście drogie). Nadzienie było truskawkowe albo czekoladowe. Za to w Niemczech było znacznie lepiej. Niemieckie pączki były znacznie tańsze i bardziej przypominały nasze, zarówno zawartością tłuszczu, jaki i nadzieniem. Kupiłem je we środę, a do Tłustego Czwartku nie został mi ani jeden. Pytałem znajomego Niemca, jak to jest u nich – Tłusty Czwartek czy Wtorek? Odpowiedział, że jedno i drugie – i takie podejście mi się podoba! Co do samych pączków, to twierdził, że w całych Niemczech mówi się na nie „berlinerki” – z wyjątkiem Berlina, gdzie „pączek” to Pfannkuchen, co z kolei w południowych Niemczech znaczy „naleśnik”. W każdym razie, pączki mogą mieć w różnych krajach, ale chyba tylko w Polsce można je kupić w stoisku w kebabami!
Na koniec jeszcze jedna egzotyczna przednówkowa tradycja, o której opowiedział mi kolega z Bułgarii: otóż dla Bułgarów 1 marca to tzw. ''Baba Marta''. Tego dnia wszyscy zakładają na rękę martenicę – bransoletkę z biało-czerwonej włóczki (takie bransoletki były bardzo popularne w śród dzieci w Polsce, kiedy chodziłem do podstawówki, ale chyba nie wiązało się to z żadnym marcowym świętem). W każdym razie bransoletkę tę trzeba nosić dopóty, dopóki nie zobaczy się pierwszego bociana, kiedy to trzeba ją zawiesić na najbliższym drzewie – i to przynosi zdrowie. Oczywiście dostałem od niego jedną taką martenicę, więc będę musiał wybrać się w najbliższym czasie do stacji hodowli bocianów koło Oranżerii – tam bociany są przez cały rok.
=== Czytelnik pyta, redakcja wymyśla odpowiedź ===
Oto fragmenty korespondencji od Karoliny P. do redakcji Wieści:
:Planuję w przyszłym roku wyjechać na studia semestralne za granicę z programu Socrates. Wiem, że jesteś teraz w Strasburgu i studiujesz po francusku. Ja zastanawiam się nad studiami we Francji po angielsku. (...) Czy opłaca mi się w ogóle jechać na trzecim roku, czy nie jest wtedy za du żo nauki? (...) Chciałabym jeszcze zapytać czy, Twoim zdaniem, lepiej jest jechać na piątym czy na szóstym semestrze. (...) Dołączam się do pochwał o Twojej stronie – naprawdę godna uwagi; świetny pomysł z pisaniem takiego „pamiętnika” ''on-line''.
Serdecznie dziękuję za pochwałę. Myślę, że na trzecim roku najlepiej jest jechać na stypendium. Ja jestem na
czwartym i boję się trochę nadrabiania „różnic programowych” – na czwartym roku przedmioty są trudniejsze niż na trzecim, a do tego trzeba by już zacząć myśleć o pracy magisterskiej, a nie mam tu za bardzo do tego głowy i pewnie zabiorę się za nią dopiero w Polsce. Jeśli chodzi o to, na który semestr lepiej wyjechać, to mnie się wydaje, że bardziej się opłaca na letni. Z kilku powodów:
* masz więcej czasu na przygotowanie si ę do wyjazdu - nie musisz na to marnować wakacji;
* Francja wygląda jesienią i w zimie nieciekawie (chyba że pojedziesz w Alpy) - jest chłodno, ale bez śniegu, szaro i brudno; w letnim semestrze załapiesz się na wiosnę, będzie ciepło, kolorowo i przyjemnie;
* po zakończeniu semestru masz trzy miesiące wakacji - jeśli chcesz, to możesz jeszcze zostać i pozwiedzać lub popracować; albo możesz wrócić i poświęcić ten czas na kucie zaległości programowych;
* na Boże Narodzenie i na Sylwestra jesteś w domu.
== Karnawał – c.d. ==