Kameduli nad La Garda nie noszą na codzień habitów, używają samochodów, komórek i internetu. Może dlatego chętni pchają się do nich drzwiami i oknami, a na Bielanach zostało tylko czterech i klasztorowi grozi zamknięcie.
[[Grafika:kameduli_bardolino.jpg|thumb|left|230px|Tak wygląda klasztor z góry!]]
Dotarliśmy w sam raz na kolację. W stołówce braciszkowie mają szwedzki stól. Ojciec Roman polewa wino. Rozmowa o Polsce. Przypominam Ojcu Jerzemu, jak chcieli porwać Sebastiana do zakonu, kiedy byliśmy u nich w 1990 roku, a potem przekupili go domowym miodem i czekoladą żeby nie ryczał :) {{haha|}} . Padre Roman tak mnie charakteryzuje: “On mało je, mało mówi, ale uważnie słucha”. Wyjeżdżamy po śniadaniu po szóstej. Słońce dopiero wstaje znad jeziora, księżyc jeszcze wysoko.
"''Nebbia, nebbia, c’e la nebbia? C’e la nebbia!''" Wszyscy nas ostrzegają przed mgłą na trasie znad La Gardy. Podczas kamedulskiej kolacji, kiedy mówimy, o której jedziemy, błyskawicznie któryś z braciszków przynosi wydruk z Internetu z prognozą pogody. Śmiejemy się z tej “mglistej histerii” Włochów, ale nebbii doświadczamy na trasie do Sieny.