Noc jest jakby czarniejsza. Noc z dniem zapleciona. Tutaj. Daleko, daleko od domu, lecz… w domu. Dzień, jak każdy, słoneczny, duszny i gorący. Ta duchota, jakże nieznośna kiedyś, sprawia, że oddycham swobodniej. Ta duszna tęsknota za krajem, jakby luźniejsza. Tak jakby. Mój pobyt tutaj składa się w dużej części z fałszu. Kłamliwych myśli, które sam tworzę i w które sam wierzę, kiedy jestem sam, a przyjaciele są daleko, daleko ode mnie. Taki swoisty lek na smutek, żal i piękne wspomnienia, których nie przywołuję do moich myśli. Wszystko jest daleko, coraz dalej. Pytam, czy jest mi źle? Nie. Jest mi zastanawiająco dobrze. Mimo, że nie ma tych wszystkich, na których jednak mi zależy.