Banjakowi można oddawać cześć na wiele sposobów, lecz picie alkoholu jest z pewnością podstawową i najlepszą formą. Każdy, kto spożywa alkohol w jakiejkolwiek postaci, jest świadomym bądź nieświadomym wyznawcą Banjaka. W serii „Dawni wyznawcy” zamierzamy przedstawić sylwetki najwybitniejszych nieświadomych czcicieli Banjaka, którzy pojawili się dotąd w dziejach ludzkości, czyli mówiąc krótko – największych i najsłynniejszych pijaków.
Spis treści
Noach
- Bliski Wschód, 2948 – 1998 p.n.e.
Pierwszym nieświadomym, lecz wiernym wyznawcą Banjaka był Noe (Noach). Żył on w pobliżu góry Ararat, na obszarze dzisiejszego pogranicza turecko-armeńskiego. Tam właśnie w 2347 r. p.n.e. osiadła jego arka, w której wraz z rodziną i dobytkiem schronił się podczas Potopu.
Według opisu zawartego w Księdze Rodzaju, Noe był rolnikiem i to on rozpoczął uprawę winnicy. Był też pierwszym na świecie wytwórcą wina i pierwszym człowiekiem, który się nim upił. Zatem to właśnie Noego należy uważać za pierwszego człowieka, który czcił Banjaka poprzez picie alkoholu. Wynalazek Noego zrobił bardzo szybko olbrzymią karierę, a jego potomkowie zaludniając całą Ziemię, wszędzie zabierali ze sobą znajomość produkcji i zwyczaj picia tego napoju. Wino składano w ofierze bogom, gości tradycyjnie witano chlebem i winem, i oczywiście chętnie się nim upijano.
Zasługi Noego dla ludzkości są więc nieocenione. Nie tylko zachował ciągłość obecności rodzaju ludzkiego na Ziemi w czasie Potopu, lecz także obdarzył go wspaniałym trunkiem, będącym jedną z podstaw ludzkiej egzystencji. Nic dziwnego, że Biblia wychwala go jako człowieka prawego, wyróżniającego się nieskazitelnością wśród współczesnych sobie ludzi. Zaś ojciec Noego, Lamek, nazwał go pociechą w naszej pracy i trudzie rąk naszych na ziemi, którą Pan przeklął.
Należy przy okazji zwrócić uwagę na zdrowotne właściwości wina, którym raczył się Noe. Wystarczy zauważyć, iż dożył wspaniałego wieku dziewięciuset pięćdziesięciu lat, a więc żył aż o sto siedemdziesiąt trzy lata dłużej niż jego ojciec.
Wszystkie daty w tej notatce podano według opracowania Jamesa Usshera z Armagh (1581–1656), anglikańskiego arcybiskupa Dublinu.
Tiberius Claudius Nero
- Rzym, 42 p.n.e. – 37 n.e.
Kiedy jeszcze służył w wojsku jako rekrut, nosił przezwisko Biberius Caldius Mero, co znaczy dosłownie „lubiący pić tylko czyste grzane wino”. Paszkwile na temat skłonności Tyberiusza, przybranego syna Oktawiana Augusta, do alkoholu krążyły w licznych odpisach po całym Rzymie. Był to nie tylko jeden z najwybitniejszych pryncepsów Rzymu, lecz zapisał się w historii również jako jeden z większych pijaków na rzymskim tronie.
Oczywiście nie pił w samotności, lecz zawsze w towarzystwie tych obywateli rzymskich, którzy mogli pochwalić się najmocniejszymi głowami. Będąc cesarzem mógł też szczodrze nagradzać swoich współbiesiadników. Ludźmi, z którymi szczególnie lubił ucztować (nie licząc oczywiście roznegliżowanych kelnerek i prostytutek), byli Lucius Pomponius Flaccus oraz Lucius Calpurnius Piso Frugi. W czasie, gdy akurat oficjalnie przeprowadzał naprawę obyczajów obywatelskich w Rzymie, w swoim pałacu oddawał się z nimi pijaństwu przez dwa dni i dwie noce bez przerwy. Niedługo potem jednego z nich mianował namiestnikiem Syrii, a drugiego – prefektem stolicy. Urząd kwestora dostał niegdyś nieznany nikomu młodzieniec, jako nagrodę za to, że na jednej z cesarskich imprez wypił na raz całą amforę wina; a wszysykie najwyższe urzędy, od prefektury po prokonsulat, przeszedł dzięki popraciu Tyberiusza niejaki Novellius Torquatus z Mediolanum, który nosił przezwisko Tricongius, gdyż umiał wychlać trzy kongie (tylko ok. 0,38 amfory czyli prawie 10 litrów) wina na raz. Gdy dla kolejnego z kompanów Tyberiusza – Cesoniusa Pisona – brakło urzędu, który by mógł objąć, cesarz stworzył nowy – urząd d/s rozkoszy.
Na popijawy u Tyberiusza chodził również Sestius Gallus, nazwany przez Swetoniusza mianem „rozpustnego i marnotrawnego starca”, a którego cesarz prosił, iżby nie ujmował nic ze swego zwykłego obyczaju. Natomiast Aselius Sabinus dostał od Tyberiusza dwieście tysięcy sestercji za napisanie dowcipnego dialogu, w którym borowik, kwiczoł i ostryga kłóciły się o miano najlepszej zagrychy.
Należy jednak z żalem dodać, iż nieograniczona władza w dużym stopniu zepsuła tak dobrze zapowiadającego się władcę. Obawiając się trucizny przestał pić wino, tłumacząc to względami zdrowotnymi. Zajął się zamiast tego najohydniejszymi rozpustami połączonych z niewiarygodnym okrucieństwem. Wskutek tego po Rzymie zaczęły krążyć wierszyki rzucające na cesarza takie oto oskarżenia:
Wzgardziłeś winem, któreś z ziemskich rozkoszy wymazał,
I żłopiesz krew pieniącą się jak wino w czarze.
Ostatnie lata życia spędził na wyspie Capri, spędzając czas głównie na orgiach, często połączonych z praktykami sadystycznymi. W tej dziedzinie pokonał go jednak jego morderca i następca – Gajus Kaligula.
Leszek zw. Białym
- Polska, 1186–1227
Leszek, syn Kazimierza Sprawiedliwego, był jednym z najwybitniejszych polskich książąt z okresu rozbicia dzielnicowego. Faktycznie panował tylko w dzielnicach krakowskiej i sandomierskiej, lecz jego wizja polityczna sięgała znacznie wyżej, ponad podziały dzielnicowe, dążąc do zjednoczenia całego kraju.
Natomiast w czasie, gdy nie uprawiał polityki, lubił sobie dobrze wypić. Malując go Jan Matejko przedstawił go stojącego za potężną tarczą, zasłaniającą jego wydatny, rozdęty od piwa bandzioch. Książę Leszek nie przystawał zupełnie do znanego nam ideału średniowiecznego rycerza – walecznego i romantycznego. Nie, Leszek brzydził się wojną, spory polityczne wolał rozwiązywać drogą pokojową, w kulturalnej rozmowie przy dobrym piwie (opis księcia jako „rwącego się do boju rycerza”, zawarty w kronice bł. bpa Wincentego Kadłubka, należy traktować raczej jako zwykłe pochlebstwo).
Do historii przeszła wymówka, którą przedstawił w 1218 r. papieżowi Honoriuszowi III, gdy ten przynaglał go do spełnienia złożonego wcześniej ślubu o udziale w wyprawie krzyżowej. Leszek tłumaczył, iż nie może wyruszyć do Ziemi Świętej, gdy nie znają tam piwa ani miodu pitnego, bez których on żyć nie może.
Niestety ten wielki polityk zginął tragicznie i zdecydowanie zbyt wcześnie. W listopadzie 1227 r. spotkał się w Gąsawie ze swymi sprzymierzeńcami, Henrykiem Brodatym i Władysławem Laskonogim, z którymi miał omówić plany zjednoczenia Polski. Gdy dyskutowali nad przyszłością kraju popijając w łaźni piwo, napadli na nich zamachowcy nasłani przez Świętopełka i Odonica. Henryk został ranny, zaś Leszek po próbie konnej ucieczki został zamordowany.
François Villon
- Francja, 1431 – po 1463
François pochodził z ubogiej paryskiej rodziny, o której nie wiadomo nawet z całą pewnością, jakie nosiła nazwisko. Nazwisko Villon przyjął od swojego wuja i protektora, kanonika Guillauma. Dosyć wcześnie uzyskał tytuł magistra sztuk wyzwolonych Sorbony, lecz kariera bakałarza ani duchownego nie była tym, o czym marzył. Zamiast tego wybrał pełne przygód i mocnych wrażeń życie chuligana, włóczęgi, sutenera i przestępcy. Oskarżony o zabójstwo, został skazany na powieszenie, potem ułaskawiony, uwięziony, znowu ułaskawiony, a wreszcie skazany na banicję. Będąc również poetą, swoje przeżycia zawarł w jednym z najlepszych utworów literackich, jakie powstały w średniowiecznej Europie – „Wielkim Testamencie”.
Nie koncentrował się w nim na opisywaniu swoich własnych pijackich wyczynów, lecz modlitwa „za duszę cnego mistrza Jana Kotra”, którą zamieścił w swoim utworze, pozwala trafnie wnioskować o jego zamiłowaniach. Tylko prawdziwy żul potrafi bowiem docenić innego ochleja jako towarzysza pijaństwa. Poniżej przytaczamy tę piękną modlitwę w całości (we wspaniałym tłumaczeniu Tadeusza Boya-Żeleńskiego).
Ty, oćcze Noe, coś sadził szczep winny,
Locie, coś popił tak zdrowo u skały,
Aże miłości chucie niepowinney
Cór własnych imać wręcz ci się kazały
(Nie mówię, aby cię za to niesławić),
Architryklinie, głowo niezrównana,
Wszytkich trzech proszę, byście chcieli zbawić
Duszę dobrego mistrza Kotra Iana.
Z waszej familiey zrodzon duch ten bratni,
On, co rad piiał naydrogsze y przednie,
Chociaby grosz miał wyłożyć ostatni,
Kompan wytrwały, hej, w nocy czy we dnie;
Kubek do pasa przytraczał rzemykiem,
Zawżdy napirwszy cisnął się do dzbana;
Szlachetne pany, uczciycie tym łykiem
Duszę dobrego mistrza Kotra Iana.
Częstom go widział, gdy w spóźnioney dobie
Snuł się iak staruch, co w nogach się chwieie;
Nieraz na czele guza nabił sobie
O próg lub szynku zaparte wierzeie;
Nie było pewnie y w naydalszym kraiu
Do wszelkiey bibki lepszego kompana;
Wpuśćcież więc, skoro zapuka do Raiu,
Duszę dobrego mistrza Kotra Iana.
Xiążę, zaledwie chwilę przestał doić,
Wraz krzyczał: «Raty, gardziel znów spękana!»
Nigdy pragnienia nie mogła ukoić
Dusza dobrego mistrza Kotra Iana.
== JAN HIMILSBACH ==
Polska, 1931–1988
Alkohol był bardzo ważnym elementem życiorysu Himilsbacha i to właściwie od samego początku. Jego ojciec tak ostro popił świętując urodziny syna, że wypełniając metrykę podał datę urodzenia 31 listopada.
Jan pracował jako górnik, tragarz, palacz, wreszcie został kamieniarzem. Poza tym był pisarzem opowiadań i scenariuszy oraz aktorem filmowym. Nazywano go Jackiem Londonem polskiej literatury lub Marcelem Proustem spod budki z piwem. Swoją twórczość kamieniarską cenił jednak wyżej niż pisarską. „Moim dziełem granitowym nikt sobie dupy nie podetrze” – mawiał.
W ciele Himilsbacha mieszkały jakby dwie różne osoby – z jednej strony wiecznie podpity żul szczający do umywalki, często kończący dzień w areszcie lub w izbie wytrzeźwień; z drugiej – intelektualista potrafiący mimo swego pijaństwa trzeźwo spojrzeć na to co dzieje się na świecie i w Polsce. Według Zdzisława Maklakiewicza – jego przyjaciela i kolegi z kilku planów filmowych – Janek był najlepszym dowodem na to, że człowiek jest delikatniejszy od szklanki. Sam Himilsbach twierdził, że picie gorzałki w bramie to wprowadzanie elementu baśniowego do szarej rzeczywistości.
Przyjaźnił się też z Markiem Hłasko. Jednakże przyjaźń ta nieco osłabła, gdy Janek pożyczył od Marka egzemplarz „Gron gniewu” Steinbecka, który tamten zdobył zanim jeszcze ta książka ukazała się w polskich księgarniach, poczym zamienił książkę na pół litra wódki.
Najbardziej jednak znany jest Himilsbach z roli pana Sidorowskiego w „Rejsie” Marka Piwowskiego. Podobno zresztą film ten powstał właśnie po to, żeby Himilsbach i Piwowski mieli na wódkę. „Słuchaj, Marek – radził swoim zachrypniętym głosem Janek – musisz zostać reżyserem filmowym, oni przecież zarabiają kupę forsy. Wtedy już zawsze będziemy mieli za co pić.” Najbardziej znana scena z „Rejsu” to wywód inż. Mamonia (Maklakiewicza) na temat polskiej kinematografii, którego z absolutnym skupieniem i mimiką, budzącą zachwyt krytyków, słucha Sidorowski. W rzeczywistości podczas kręcenia tej sceny Himilsbach był po prostu na potężnym kacu.
Podczas kręcenia komedii po statku krążył taki oto dowcip:
<poem>Himilsbach i Maklakiewicz wchodzą do sklepu monopolowego.
– Dwie. – mówi Janek.
– Po co aż dwie, jedna wystarczy. – oponuje Maklak.
– Przecież jedna może mi zawsze wypaść z ręki. Mogę się potknąć i co wtedy? Zostanie tylko jedna.
– Dobra, w ostateczności mogą być dwie. – zgadza się Maklakiewicz i obaj zgodnie mówią:
– Poprosimy więc te dwie oranżady i sześć półlitrówek.