Otwórz menu główne

Na kanwie

Wersja z dnia 16:08, 12 mar 2016 autorstwa Tukan (dyskusja | edycje)
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Tukanowe drobnostki
Oko Tukana
Tukan Varia
Napisz do Tukana


Na kanwie. Dlaczego ten artykuł jest tak zatytułowany? Otóż siedząc sobie pewnego pięknego dnia na ławeczce, w pobliżu pewnej wyższej szkoły, wpadło mi do głowy to słowo. Trudne słowo. Kanwa. Czymże jest kanwa? Według Kopalińskiego jest to sztywna tkanina siatkowa używana do wyszywania. Hm. Tak często przyjęło się mówić na kanwie czegoś, np. na kanwie książki. Strasznie trudne słowo. Nie mniej trudne słowo to tykwa. A czymże ona jeśli nie... no właśnie? Mnie zawsze słowo tykwa błędnie kojarzyło się z amforą (o niej za chwilkę), a okazuje się, że jest to roślina z rodziny dyniowatych (łac. Lagenaria ser.). Moja indolencja sięgnęła więc zenitu. Tak przechodząc w myśl hełbiakowej dedukcji zajmę się słowem amfora. Słowem, które wywołuje tak banjackie skojarzenia. Amfora to naczynie, w przeszłości używane m.in do przenoszenia wina. Oj bardzo trudne te słowa.

Im dłużej siedziałem na wspomnianej ławeczce, tym bardziej byłem przerażony słowami, które mi huczały w głowie niczym salwy z AK47. Wspomniałem wtedy na rozmowe z pewnym banem, w której mój zacny rozmówca opowiadał o kręgu Futurystów. Te zlepki słów, które miałem w głowie bardzo przypominały mi formą ich twórczość. Bez składu i ładu. Bez widocznego na pierwszy rzut oka (na drugi chyba też) piękna. Wstałem więc z osławionej ławeczki (to nie jest nawiązanie do filmu z Żebrowskim) i postanowiłem napisać artykuł pt. Na kanwie na kanwach Banjawiki. W myśl zasady: eee... bo nas tu posadzili, czem [pis. org. przyp. autora] prędzej zabrałem się do wiekopomnego dzieła. Zamiarem nie jest i nie było stworzenie kolejnej neverending story na naszych łamach. Zamiarem jest pisanie w stylu osławionego kopytka. W stylu wsławionego jeszcze bardziej swoimi czynami i słowami człowieka. Człowieka, któremu węch nawala, gdyż wącha ulotność uczuć, i teraz nie nie poczuł by chyba kompostownika. Człowieka, którego ego zniewala swoją wielkością i powala swoim samochwalstwem. Toż to ego nad wyraz rozbudowane stało się kwintesencją jego radosnego, słodko-gorzkiego i czasem natchnionego, behawioru (trudne słowo).

Muszę przyznać, że pisanie Na kanwie na kanwach BW jest zadaniem arcytrudnym i zarazem arcyciekawym. Doskonale uzupełnia naszą kochankę o kolejne surrealistyczne, i pozornie niepotrzebne strofy. Ale jeśli sądzicie drodzy czytelnicy, że to jest grafomania to... macie rację. Nie ma nic ponad grafomanię tworzoną wczesnym popołudniem, przed niczego niezapowiadającym wieczorem. Przyznaję, że zamierzałem stworzyć tekst tak ekwilibrystycznie zagmatwany, że sam bym się gubił. Niestety nie potrafię. Brak mi chyba talentu, albo przynajmniej wiary w talent.

Wczoraj wieczorem mój kolejny najukochańszy rozmówca wyjaśnił mi polskie tłumaczenie słowa promiskuityzm. Znaczenie tegoż słowa było mi jasne, ale ów dyskutant ujął to w pięknej zwięzłej formie: rozwiązłość. Tak. Miał racje. Ale nie jest to zwykła rozwiązłość. Jest to rozwiązłość, na którą patrzeć należy przez pryzmat Bonobo. To pryzmat ukazujący gorszący widok, a jednocześnie tak wielu z nas marzy o życiu pozbawionym trosk i zmartwień. Żyjmy więc bez zmartwień w niskiej jednak rozwiązłości, za to w wierności samemu sobie. Muszę kończyć, bo idę na obiad.

Tukan Tukan