Emilio: Różnice pomiędzy wersjami
(Utworzono nową stronę " I. Emilio, imię jak z południowoamerykańskiej telenoweli. Emilio Emiliana de Silva y Caballa. Cóż, ojciec był Hiszpanem. Choć Emilio zawsze chciał mieć na imi...") |
|||
Linia 1: | Linia 1: | ||
+ | Autorzy: [[Kostek]] i [[Tukan]]. | ||
+ | |||
I. | I. |
Aktualna wersja na dzień 15:12, 17 mar 2016
I.
Emilio, imię jak z południowoamerykańskiej telenoweli. Emilio Emiliana de Silva y Caballa. Cóż, ojciec był Hiszpanem. Choć Emilio zawsze chciał mieć na imię Wacław. Nie potrafił sobie jednak wyobrazić kobiety, która w szczycie uniesienia wykrzykuje: „Wacław, och, Wacku, tak! Wackuuu! Waaaacku, mój Wacku, szybciej, szybciej!" - tak, czułby się wtedy jakby walił konia. Emilio, idealne imię aktora porno. Emilio to macho, ale z wrażliwą duszą. Emilio to on: zdobywca kobiecych serc i wagin.
Jego ojciec, Julio Emilio de Silva y Caballa przyjechał do Polski z Katalonii w 1974 roku, ratując się przed reżimem Franco. Rok później Generał oddał władzę, a Julio pośpiesznie wrócił do swej rodzinnej Girony. Tym razem uciekał przed pewną hojnie obdarzoną przez naturę studentką zootechniki, której zrobił dziecko. Od tego czasu syn i ojciec nigdy się nie spotkali, ale Emilio doceniał przysyłane regularnie wpłaty tatusia w twardej walucie.
Emilio odziedziczył po swym ojcu temperament. Już jako dwunastoletni chłopiec stracił cnotę ze starszą o trzy lata koleżanką. Potem niemal każda jego znajomość zaczynała, bądź kończyła się w łóżku. Był to dla niego powód do dumy. Obecnie jednak, trwał wiernie w stałym związku z Moniką, która oprócz podarowanych przez tatusia piersi posiadała nieprzeciętną inteligencję na poziomie pięciolatka. Te dwa fakty Emilio cenił najbardziej.
Znajomi Emilia, świadomi jego natury, wielokrotnie zadawali sobie pytanie jak on tak długo może wytrzymać w monogamii. Emilio również czasem się nad tym głowił. Może było mu łatwiej dlatego, że Monika była nimfomanką. Wiecznie niewyżytą nimfomanką. Kiedy tylko wracał z pracy, jeszcze w drzwiach, witała się czule z nim, a właściwie z jego przyrodzeniem, precyzyjnie rzecz biorąc... do ust. Potem zaliczali: kuchnię (przy kolacji), salon (przy wiadomościach), balkon (przy kawie), żeby skończyć w sypialni pełnym programem artystyczno-rozrywkowym.
Tak, czarnooka Monika mogła być utożsamiana z ideałem każdego mężczyzny. Emilio cieszył się myślą, że każdy jego kumpel mu zazdrości, niestety nadszedł ten tragiczny dla niego dzień, kiedy dowiedział się prawdy. Monika go zdradzała, ze wszystkimi jego najbliższymi kumplami. Emilio się załamał. Zaczął pić. Pił tydzień, dzień w dzień, do nieprzytomności. Pił i myślał. Aż wymyślił plan zemsty.
Przez ostatni tydzień, dzień w dzień śledził Monikę. Stracił honor, bo jego suka oddawała się innym. Owszem, on sam lubił mężatki – były najbardziej namiętne, ale zawsze jednak wychodząc od nich trochę współczuł ich facetom życia z kobietami, które ich upokarzały krzycząc w łóżku jego imię i błagając o jeszcze. Tak, zemsta była dla jego półiberyjskiej duszy powinnością i obowiązkiem. Wiedział, że póki jej nie dokona, nie zazna ukojenia ani pełnej przyjemności z żadną, nawet najbardziej wyuzdaną kobietą.
II.
Tego dusznego popołudnia Emilio siedział w ogródku knajpianym vis-a-vis kazimierskiej kamienicy, w której zakotwiczył od czasu przyjazdu do Krakowa. Przed nim na stoliku przykrytym kraciastą ceratą stała filiżanka czarnej jak oczy Moniki kawy, cicho szumiący laptop, paczka pall malli i pełna niedopałków popielniczka. Przy sąsiednim stoliku jakieś trzy hałaśliwe Amerykanki głośno chichotały wymieniając się wrażeniami minionej nocy, a przy barze kelnerka rozstawiała czyste kufle, co chwila zerkając łakomie w stronę Emilia. On jednak pochłonięty był własnymi myślami i tylko raz po raz wyciągał zza pazuchy srebrną piersiówkę, by pociągnąć nieco żołądkowej gorzkiej.
Myślał o sobie i o błyskotliwości swojego planu. A właściwie zachwycał się kreatywnością człowieka, który czuje żądzę. Zwykle to pożądanie kierowało jego działaniami. Dziś było to coś o zupełnie innym smaku – pomyślał - słodko-gorzkim, jak ta wódka. Gorące pragnienie zemsty, niemal pulsujące gdzieś głęboko w jego trzewiach, tak doskonale złączone z zimnym, wyrachowanym i precyzyjnym niczym chirurgiczny skalpel planem wendetty.
III.
- Cześć! Stęskniłem się – jego głos zabrzmiał zadziwiająco szczerze. - Cześć! Ja też! – przywitała się Monika a jej języczek delikatnie popieścił go podczas pocałunku. Emilio nie mógł pojąć, jak ta kobieta może tak łatwo przyjąć maskę. Udawać, że nic się nie dzieje. Jakby nigdy nic, przychodzi, wita się z nim, całuje namiętnie, robi loda w kiblu. Niesamowite. - Zakłamana kurwa – pomyślał Emilio wychodząc z toalety.
IV.
Emilio postanowił grać. Jego plan zemsty tego wymagał. Dzień wcześniej poszedł do swojego kumpla z wódką. Do tego kumpla z którym ona sypiała i któremu obciągała. Postawił na szantaż.
- Cześć Piotrek, co słychać? – Piotr wyglądał na zaskoczonego wizytą. - Cześć Emilio, nic nowego, po staremu. - No, to dobrze. Słuchaj, pamiętasz o tych dwudziestu tysiakach co Ci pożyczyłem? Na razie nie musisz oddawać. - Spoko stary, dzięki. Kroi mi się za niedługo niezły interes, oddam Ci z procentem. A co Cię do mnie sprowadza? - No słuchaj jest sprawa. Wiem o Monice - Zapadła bardzo niezręczna cisza. -.Yyy.. eee… - Twarz Piotra zrobiła się momentalnie blada jak ściany jego przedpokoju – Emil, jja cię prze- przepraszam, oona sama mi wskoczyła… -próbował się tłumaczyć jednocześnie przyjmując postawę obronną przed nieuchronnym ciosem. - Stary wyluzuj. To kurwa jest i tyle. Nie twoja wina. - Aha? - No, ale kurwa to jedno, a drugie, to ja tej kurwie nie daruję i ty mi w tym pomożesz. Otwórz jakąś flaszkę.
Tak, Piotrek był mu potrzebny w tej całej intrydze. Właśnie Piotrek, ten łysiejący makler, którego od dawna uważał za kretyna z tym jego udawaniem znawcy wina i żałosnym stylem wyrywania dup, którym usiłował zaimponować, a to swoją kolekcją sztuki, a to autami z nie do końca pewnego źródła. Jedyną sztuką jaka interesowała Piotrka, i to z czysto zarobkowych względów, były ikony, które podobnie jak lewe mercedesy, skupował od swoich przyjaciół ze wschodu. Emilio postanowił, że właśnie pora, żeby i on się z nimi zaprzyjaźnił.
- Słuchaj Piter, ja zaraz od ciebie wyjdę, a ty najpierw wyrzygasz się kulturalnie w kiblu, bo widzę, że z piciem u ciebie jak dawniej, a potem zadzwonisz do tych swoich kumpli rusków i powtórzysz im dokładnie to, co ci teraz powiem. Słuchając kumpla. Piotr potakiwał tylko półprzytomnie głową, nie mogąc zdobyć się na żadną odpowiedź. Emilio, gdy skończył mówić, wstał od stołu i pewnym krokiem ruszył do drzwi. - I pamiętaj Piotrek, jutro nie możesz mieć kaca, bo masz porządnie wyjebać Moniczkę. Porządnie, ten ostatni raz. Do jutra!
V.
Granatowe Subaru Impreza dostojnie sunęło pasem startowym starego lotniska w Czyżynach. Emilio jechał na spotkanie z Wasylem, szefem oddziału ruskiej mafii w Krakowie. To spotkanie nagrał mu Piotrek, który już czekał w swoim srebrnym, nieco pozerskim Mercedesie SLK 500. - Cześć Piter, jak ruchanko? – spytał Emilio. - No witaj. Stary, nie pytaj się o takie rzeczy bo czuję się nieswojo. W końcu to Twoja kurwa jest. - Tak. Masz racje, i wiesz co, wkrótce sprawimy, że określenie kurwa będzie jeszcze bardziej adekwatne. - Co masz na myśli? - Już moja w tym głowa! Zaraz się dowiesz jak przyjedzie Wasyl.
Czarne BMW, auto typowe dla ruskiej mafii, zatrzymało się z piskiem opon. Wysiadła z niego dwójka łysych drabów w czarnych skórzanych kurtkach, spod których wystawały kabury nieudolnie schowanych pistoletów. Po upewnieniu się, że sytuacja jest czysta, otworzyli tylne drzwi. Z samochodu dostojnie wygramolił się boss, Wasyl. Ubrany był w białe tandetne futro, warte co prawda tysiące, lecz dodające bardziej komizmu niż powagi jego właścicielowi. Wasyl wyglądał jak biała i gruba wersja amerykańskiego gangsta-rapera Snoop Doga. Bardzo ułomna i pokraczna wersja.
- Zdrawstwuj Tie – powitanie obudziło Emilio i Piotrka z letargu. - Witaj Wasyl, stary przyjacielu – powiedział Piotrek – to jest właśnie ten kumpel, o którym Ci mówiłem, Emilio. To on chce z Tobą ubić interes, a ja jestem jego wielkim dłużnikiem. - Słucham Cię, Emilio. Co sprawiło, że zakłócasz mój spokój? – zapytał boss siląc się na groźną minę. - Miło Cię poznać Wasyl. Słyszałem, że masz duże możliwości? - Tak mówią na mieście… Mów szybko i do rzeczy. - Jest sprawa. Mam sukę do sprzedania. - Co masz na myśli? Za kogo Ty mnie masz? Ja nie handluje żywym towarem. - Wiem, ale wiem także, że masz dojścia. Ta suka zaszła mi za skórę i wierz mi, że zasługuje na to aby ją upodlić. - Razumiem, prywatne porachunki? My nie mieszamy się w prywatne sprawy. - Jeśli mi pomożesz, ja także mogę coś zaoferować w zamian. - Jesteś za cienki w uszach. - Czyżby? Słyszałem, że interesuje Cię ten dawny wojskowy teren przy Bora-Komorowskiego. Tak się składa, że wkrótce będzie przetarg i jeszcze większy przypadek sprawił, że to mój kuzyn jest w komisji. - Słucham Cię coraz uważniej. Co to za kurwa? - Nieważne, ważne jest to gdzie ją można znaleźć. Nazywa się Monika Dmuchała, mieszka przy ulicy Starowiślnej. Szczegóły później. Zależy mi na tym aby zniknęła. Zależy mi, aby kurwę zniszczyć psychicznie. Przy okazji Twoje chłopaki mogą sobie nieźle poruchać, bo ciałko ma apetyczne. A potem… - A co potem? – spytał wyraźnie zaciekawiony Wasyl. - A potem… niech zniknie gdzieś w burdelach zachodniej Europy. Cały zysk dla Ciebie. - Się pomyśli. Dam Ci znać wkrótce. - Będę wdzięczny.
Wasyl wgramolił się niezdarnie do BMW, które ruszyło z piskiem opon.
- Stary, pojebało Cię? – krzyknął Piotrek – co Ci ta suka zrobiła, że się tak mścisz. - Cóż. Ssała o setkę chujów za dużo.
VI.
Emilio czekał na odpowiedź Wasyla trzy dni. Trzy kurewsko długie dni. Nie dość, że się niecierpliwił, to jeszcze musiał bzykać Monikę. Było to o tyle nieprzyjemne, że za każdym razem jego chęć zemsty coraz bardziej gotowała mu krew. Tego wieczoru zadzwoniła jego komórka z zastrzeżonym numerem. To mógł być tylko Wasyl. Z drżeniem rąk Emilio wcisnął zielony guzik.
- Halo? - Halio, Emilio? - Tak, kto mówi? - Eta Tawoj znajomyj Rusek. Mamy dil, jutro cziekam na mejla w sprawie działki. Jak załatwisz przetarg, Tawoja sabaka przestanie Ci uprzykrzać życie. - Ok. Jest dil Wasyl.
Tym sposobem Emilio mógł w końcu położyć się wieczorem z uśmiechem na twarzy obok nic nie podejrzewającej Moniczki. Tak, to już jutro. Popatrzył na śpiącą obok nagą Monikę, która bezwiednie nadstawiła mu przez sen swój tyłek. Podświadomie? Nieee, ona ma po prostu naturę kurwy! - Dzień zemsty – pomyślał - uda się, będę wolny, znów będę starym, dawnym Emilio – pogromcą cipek. Ta myśl pozwoliła mu dotrwać w półśnie do rana.
VII. Tak jak planował, zaraz po śniadaniu pożegnał się z nią pod pretekstem służbowych obowiązków. Wiedział, że jego suka uda się do mieszkania Piotra, ona nie mogła wytrzymać dnia bez dobrego ruchania i paru orgazmów. Nie będzie jej w tym przeszkadzał, to przecież należało do jego planu. Odczekał godzinę i ruszył jej śladem. Po godzinie spędzonej w gorącym samochodzie w korkach u wylotu z miasta, wreszcie wjechał na szutrową drogę prowadzącą do posiadłości Piotra. Po chwili zobaczył ten pokraczny dom, który jego kumpel kupił przed kilku laty za kasę z przemytu ikon Rublowa. Aż skrzywił się na widok tego kanarkowego koloru ścian. - Kurwa, ale tandeta. Jak jakieś jebane lego! – pomyślał zapalając szluga. Auto zaparkował za krzewami i ruszył powoli w stronę budynku. Idąc szutrową drogą, zza rosłych topoli posadzonych wzdłuż tej alei pewno z kilkaset lat temu przez jakiegoś szlacheckiego dziedzica (nie przypuszczał zapewne, że w XXI wieku na miejscu jego klasycznego dworku jak z Soplicowa, stanie willa przemytnika w kolorze jajecznicy), ujrzał zaparkowane na podjeździe dwie terenówki i znajome mu już wypasione BMW Wasyla. - Oho, mafia jest na miejscu, znaczy: zaczęło się – pomyślał. Zrazu chciał jak najszybciej wbiec do domu, żeby na własne oczy przekonać się, że Monikę spotkała zasłużona kara, ale po chwili namysłu postanowił podglądnąć wpierw sytuację zza okna. Okrążył willę Piotrka i znalazł się przed szerokimi przeszklonymi drzwiami na taras. Bezpiecznie chowając się za winklem, spojrzał do środka. Przez prześwitujące firanki zobaczył scenę jak z najbardziej podłego pornola. Chłopaki z bandy Wasyla nie marnowali czasu… Monikę ledwo widział, ale tego był pewien: już się nie wyrywała. Obracało ją na raz czterech ruskich, a na kanapie siedział Wasyl i wesoło popijał z butli Jasia wędrowniczka. Kiedy w stronę Moniczki podszedł piąty z ludzi Wasyla, Emilio choć szczerze lubił pornole, a te z gangbangiem cenił szczególnie, uznał że to jednak dla niego za dużo. Wolał się nawet nie głowić, jak piąty rusek ma wydupczyć Monikę. Nie oglądają się za siebie, Emilio pobiegł do samochodu. Czuł się dobrze. Czuł się wreszcie znowu sobą. Hańba została zmyta, grzech odkupiony. Jak w kinie.
VIII.
Minęły już dwa tygodnie jak Monika zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Nikt nawet się o nią nie pytał. Kamień w wodę. Emilio nabierał coraz większego przekonania, że Wasyl jest profesjonalistą w każdym calu. Tak jak myślał. Nieustannie używał życia. Jakby powrócił ze świata zmarłych. Codziennie urządzał sobie rajdy po krakowskich klubach. Modnych, ale tych bardziej studenckich. Emilio, który sam uważał się za eksperta od damskiego libido, miał swoje preferencje będące owocem jego długoletnich obserwacji i eksperymentów. Wniosek, który znienacka zakołatał mu w głowie po pewnej nocy ze studentką stosunków międzynarodowych, brzmiał: Najlepsze ruchanko da ci stary studentka. Niech Bóg błogosławi bezpłatne szkolnictwo wyższe! Dzięki niemu występują w Polsce jeszcze obficie te najlepsze roczniki lasek, te dwudziestolatki, które dnie spędzają w ciepłych salach wykładowych i kawiarniach, a nie na kasie w Biedronce albo McDonald’sie i które nocą myślą jak go zadowolić, a nie co zrobić, żeby dorobić do ośmiuset kurwa złotych na rękę. Emilio zrywał więc co lepsze kwiatki z ogródka akademickiego Krakowa. Raz wyrwał nawet pewną młodą flecistkę z konserwatorium. Musiała dużo ćwiczyć, bo w dmuchaniu była niezrównana. Tak, beztrosko mijał mu czas, Znów był, jak sam lubił o sobie mówić: „kolekcjonerem cipek”. Pięknie to rozegrał. Karta się odmieniła i tak będzie już zawsze – powtarzał sobie co rano patrząc z samouwielbieniem w lustro. Tak było i dziś. - Ech, to jest życie – mruknął wycierając twarz ręcznikiem. W pokoju obok – nie jego sypialni, młoda magistrantka filologii francuskiej właśnie się przeciągała. Akurat, gdy Emilio poczuł, że pora na małą poranną rozgrzewkę w duecie i zmierzał w stronę łóżka, zadzwoniła komórka. - Cześć Emil, tu Piotrek. Gdzie ty się kurwa podziewasz? Dodzwonić się nie można. Stary, jest sprawa. Nie na telefon. Spotkajmy się wieczorem, dwudziesta pierwsza, Esze. A do tego czasu, stary lepiej trzymaj się z dala od swojego mieszkania. Nara! Emilio nie zagłębiając się zbytnio w sens słów kumpla, postanowił spełnić jego prośbę i cały dzień spędził zabawiając się ze swoją najnowszą zdobyczą, czyli doskonaląc swój francuski. Wieczorem, punktualnie stanął przed drzwiami małej knajpki na Kazimierzu, Eszewerii. - Jest zgrzyt – powiedział szeptem Piotrek - Co jest grane? – zapytał wyraźnie zdziwiony Emilio. - Suka Ci się urwała. - Jak urwała, jaka suka, co jest grane? Piotrek opowiedział mu całą historię. Zaczął od gwałtu. Najpierw Borys potem Igor, Sasza, Wadim, Ilja, Wołodia… i jeszcze kilku. Borys z Igorem spróbowali swych sił więcej niż raz, w każdej pozycji, gdyby nie interwencja Wasyla, który chciał też sobie później poużywać, sformułowanie „jesień średniowiecza” nabrało by innego wymiaru. Później przez tydzień faszerowali ją kompotem. W przebłyskach swej świadomości podobno szeptała imię Emilia. Następnie przyszła kolej Wasyla. Gdy narkotykowy amok już minął Monika obudziła się w łożu Wasyla i przyjęła go jako wybawcę. Opowiedziała mu jak to była z Emiliem i jak go zdradzała, bo nie był dla niej zbyt dobry. To poruszyło starego mafiozo. I tu pojawił się problem. Wasyl się zauroczył. Powabność i ciało Moniki, mimo tego, że brutalnie potraktowane i zerżnięte przez kumpli, działało na niego jak magnes. Nie mógł tej dziewczyny sprzedać. To miała być jego własna kurwa. Jego własna suka na posyłki. Jego prawdziwa dziewczyna. Postanowił spierdolić Emilio życie. Nie mógł zdzierżyć, że ten chciał zniszczyć tak wspaniałą kobietę i cudowną kochankę jak Monika. Emilio miał wylądować w Wiśle, w betonowych butach, jak najszybciej. To był teraz priorytet całego oddziału Wasyla. Rozstając się z Piotrkiem postanowili, że dla bezpieczeństwa wyjdą z knajpy osobno. Emilio pierwszy wychylił głowę z bramy. Siąpił deszcz, ulice tonęły w mroku. Ruszył przed siebie, skręcił w najbliższą przecznicę i zniknął w nocnej ciemności. Piotrek nie miał tyle szczęścia. Zaraz po wyjściu Emilia, pod drzwi knajpy podjechała czarna limuzyna i kumpel Emilio wyszedł z baru wprost w objęcia barczystego ruska. Auto z piskiem opon ruszyło ulicą Józefa.
IX.
Pił. Pił wszystko co miał tylko pod ręką, a jak się skończyło to wezwał taksówkarza aby mu zrobił zakupy. - Kurwa jebana, jak to tak mogło się skończyć? – jego głos odbijał się echem od ścian jakiegoś obcego mu pokoju hotelowego – Jakim, kurwa, cudem? Dlaczego? Dlaczego kurwa! Dlaczeeeegooooo!!! W głowie tłukła mu się ta jedna myśl: plan nie wypalił. Mało tego, jego misterna intryga obróciła się przeciwko niemu. Był skończony. Towarzysko i zawodowo. Ruska mafia, polska policja i Bóg wie kto jeszcze siedział mu na karku. Jedno jest pewne, pierwsze nie znajdą go gliny. Pozostało tylko emigrować z kraju na jakąś bezludną wyspę. Był załamany, zdruzgotany i pijany jak nigdy.
X.
Ostatnimi laty ulica Warszawska w Krakowie zmieniła się nie do poznania. Niegdyś siedziba najbardziej mrocznych agencji towarzyskich, miejsce gdzie kurwy nęciły swoimi tyłeczkami przy zatrzymujących się samochodach, a niejeden z kierowców złapał trypra na tylnym siedzeniu. Dziś okolica prezentuje się okazale, nie ma już ciemnych zaułków, obszczanych murów i spacerujących alfonsów. Jest za to budynek nowego dworca, wielkie centrum handlowe, nad Wisłą zwane nie wiedzieć czemu „Galerią” i czterogwiazdkowy hotel jakiejś francuskiej sieci. Wydawałoby się, że nikt z mieszkańców nie tęskni do starej Warszawskiej, a jednak.
Edyta. Czterdziestoletnia przedstawicielka najstarszego zawodu świata. Zanim została luksusową „call girl” zdobywała pierwsze doświadczenie właśnie na Warszawskiej. To tam jako niespełna osiemnastoletnia absolwentka szkoły zawodowej, za namową koleżanek, postanowiła, że jednak nie zostanie krawcową, a zarabiać będzie obciąganiem druta. Pierwsze chwile były ciężkie i przepełnione łzami, lecz pieniądze rekompensowały jej ból zdeflorowanego odbytu. Po kilku latach spłaciła swojego alfonsa i postanowiła pracować na własny rachunek. Nauczyła się angielskiego i noce spędzała w hotelach umilając czas samotnym biznesmenom.
Emilio poznał Edytę na jednej z imprez charytatywnych w Radissonie. Zwróciła swą uwagę ogromnymi piersiami oraz bijącym z jej twarzy seksualnym profesjonalizmem. O tak, Emilio potrzebował wtedy doświadczonej kochanki, która nie mówiłaby, że „w pupę nie, bo boli”.
Po kilku upojnych wieczorach zaprzyjaźnili się. Emilio czuł, że może przy niej zrzucić na chwilę maskę macho i podzielić się z nią swoimi troskami czy chwilowymi problemami z erekcją. Jeszcze bardziej odpowiadał mu fakt, że robił to zatopiony w jej obfitym biuście.
Edyta była dla niego nie tylko kochanką i przyjaciółką, była również kimś kto po trochu zastępował mu matkę. Jej doświadczenie, spokój oraz różnica wieku sprawiały, że Emilio potulniał i w końcu mógł się przed kimś otworzyć. W owym czasie, gdy musiał się ukrywać przed ruską mafią, Edyta była jedyną osobą której mógł bezgranicznie ufać, postanowił więc poprosić ją o pomoc.
Co tu robisz? Tak bez zapowiedzi? - zapytała gdy w trakcie zadowalania jednego z klientów Emilio zjawił się w jej mieszkaniu. Musisz mi pomóc! Musiało to zabrzmieć przeraźliwie, bo Edyta w okamgnieniu poprosiła klienta o wyjście, wytarła resztki nasienia z twarzy i zaprosiła go do salonu. Co się stało Emilio? Wyglądasz strasznie. W coś Ty się znowu wplątał?
Emilio opowiedział jej o perypetiach z Moniczką i kłopotach z ruską mafią. Podczas tej spowiedzi, znów na chwilę poczuł się rozluźniony, jakby spokojniejszy i łzy pociekły strumieniem po jego policzkach. Tylko Edyta mogła oglądać jego łzy, tylko ona.
- Mówiłam Ci Emilio, powinieneś był rzucić tę laskę dawno temu. Z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego. Dziewczyny Ci się zachciało. Nie wystarcza, że regularnie Ci obciągam? Miłość powiadasz? Gówno prawda, żadna miłość. Miałeś po prostu kolejna błyskotkę w swojej kolekcji, a teraz siedzisz po uszy w gównie – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
- Edyta, proszę Cię nie praw mi tu kazań! Ja naprawdę potrzebuję pomocy a nie rady jak zmienić przeszłość. Co się stało to się nie odstanie, Ty mi lepiej powiedz, co do kurwy nędzy mam robić? Moje dni są policzone.
- Daj mi pomyśleć, a przede wszystkim daj mi szluga. - Powoli zaciągnęła się podanym papierosem. Jej twarz zdradzała, że próbuje wymyślić jakiś plan działania. W głowie szybko przewijały się twarze znajomych, to znaczy klientów, którzy być może mogli by w ramach wdzięczności pomóc – Daj mi jeden dzień, spróbuję jakoś cię z tego wszystkiego wykręcić – powiedziała – a teraz idź pod prysznic i do łóżka, bo wyglądasz jak wrak człowieka. Poparz, nawet ci nie staje na mój widok. Emilio nie protestował. Edyta miała rację. Tygodniowym ciągiem alkoholowym doprowadził się do tragicznego stanu. Stojąc przed lustrem i próbując uspokoić uporczywe drżenie dłoni zamyślił się nad troską Edyty. Wierzył jej. Wiedział, że ruszy niebo i ziemię aby mu pomóc. Często już się zastanawiał, czemu ona to robi? Czemu zawsze jest taka dobra dla niego, złamanego chuja? Czym sobie zasłużył? Te myśli towarzyszyły mu gdy udawał się na zasłużony spoczynek. Oby po przebudzeniu było lepiej – zasnął.
XI.
Otworzył oczy. Czuł się świetnie, ogarniała go niesamowita błogość. Pragnął w tym stanie trwać na zawsze. Spod przymrużonych powiek ujrzał Edytę. Dopiero wyszła z łazienki i przechadzała się nago po pokoju. Poczuł nagły przypływ krwi. - Opanuj się – krzyknął w myślach – to nie czas na seksualne uniesienia, masz ważniejsze sprawy na głowie! - ale erekcja tylko przybrała na sile.
- No tak! - powiedziała na dzień dobry – stary dobry Emilio, niezależnie od sytuacji myśli tylko o jednym. - wytrawne oko kurwy nie przegapiło uniesionej kołdry – I co? Nie chce leżeć? Chyba będę musiała coś z tym zrobić? - jak powiedziała tak uczyniła, zanurkowała pod kołdrę i już po chwili Emilio poczuł, że poranek zaczął się tak jak należy.
XII.
Słuchaj, wykonałam wczoraj kilka telefonów i chyba mam rozwiązanie… Mów proszę – odrzekł Emilio wpatrzony w dekolt Edyty. Przede wszystkim zostaniesz u mnie kilka dni. Na razie jest za gorąco na mieście, a tutaj nikt Cię nie znajdzie. Wasyl mnie nie zna. Jesteś pewna? Tak, nigdy nie chciałam mieć do czynienia z ruskimi, to straszne brudasy, a poza tym to, że się spotykamy od czasu do czasu wiemy tylko my, no chyba, że zdradziłeś to tej swojej ukochanej Monisi? – sarkazm w głosie Edyty był aż nazbyt słyszalny. Edytko, no skąd! Nie, żadnej suce o tobie nie mówiłem. To dobrze. Plan jest następujący. Przez tydzień się stąd nie ruszasz, nie dzwonisz, nie korzystasz z Internetu. Musimy być ostrożni, a poza tym musisz nabrać sił i ja o to zadbam… Chyba Cię kocham – powiedział Emilio, już mając przed oczami obraz upojnego tygodnia. Skup się! - krzyknęła – To nie czas na żarty. Nie to miałam na myśli. No już dobrze, dobrze. Dziękuję Ci za wszystko co robisz dla mnie, wiedz, że to wiele dla mnie znaczy. Naprawdę nie wyobrażasz sobie jak wiele… Mon Emi, zamknij mordę, bo nie mogę już słuchać tego błagania i dziękowania. Jak będziesz nadal udawał takiego żałosnego dzieciaka, to cię wywalę za drzwi.
XIII. Plan działania był misterny i wymagał dużej dozy szczęścia. Na początek sprawa musi przycichnąć. Emilio miał się zapaść pod ziemię, bez śladu. Wasyl pewnie będzie go tropił do upadłego, lecz bezskutecznie. Najpierw ogarnie go wściekłość, pewnie polecą głowy w jego bandzie, lecz po jakimś czasie pogodzi się z faktem, że Emilio przepadł jak kamień w wodę. Uspokoi się i przez to stanie się mniej czujny. Wtedy nastąpi kontratak. Edyta użyje swoich wpływów. Urząd Skarbowy, Celny, prokuratura, ba, a nawet Straż Miejska i MPO będą nękać Wasyla. Cała legalna przykrywka mafii zostanie sparaliżowana. Gdy Wasyl będzie starał się wyjść z tarapatów pojawi się większy problem, Emilio zaatakuje. Jak i kiedy, obmyślą z Edytą podczas upojnego tygodnia. Taki scenariusz zdarzeń układał sobie w głowie Emilio, siedząc na tarasie staromiejskiej kamienicy Edyty, paląc pall malle i popijając dym swoim ulubionym słodkim winem Pedro Ximenez z Andaluzji. Mógł czuć się tu bezpiecznie, bo obszerny balkon znajdował się na najwyższym piętrze budynku i widziały go tam jedynie gołębie (które zresztą zaczynały działać mu na nerwy). Siedział już drugi tydzień w tej norze (choć to niezbyt celne określenie luksusowego apartamentu Edyty) i jedynym źródłem informacji o wydarzeniach w mieście była dla niego jego przyjaciółka-kurwa. W pierwszych dniach Edyta codziennie przynosiła mu wiadomości o narastającej furii ruskich. Wasyl zdemolował Eszewerię, a barman Paweł przypłacił konwersację z bolszewikiem utratą dwóch palców. - Cóź, już pięciu piw na raz nie będzie nosił – nerwowo zaśmiał się Emilio, kiedy to usłyszał. Ale zaraz spoważniał, bo wiedział, że jeśli coś takiego spotkało Pawła, to jemu mafiozo utnie łeb, albo nawet coś jeszcze ważniejszego. W kolejnych dniach informacje od Edyty były coraz mniej sensacyjne. Wasyl tracił cierpliwość, miotał się nie mogąc trafić choć na ślad Emilia. Emilio znał Monikę i wiedział, że podpuszcza ruska, którego dawno zdołała sobie owinąć wokół palca, a może raczej wokół dupy. Wierzył jednak, że Wasyl nie da sobą pomiatać i zniechęcony gonitwą za duchem Emilio, wróci do pilnowania swoich mafijnych interesów. I chyba się nie mylił. Po dwóch tygodniach wakacji i przyśpieszonego kursu Kamasutry, jaki zafundowała mu Edyta, Emilio doszedł do jedynego słusznego wniosku: będzie dobrze! Widział już przed oczami Wasyla, który na kolejne żądania zemsty ze strony Monisi odpowiada: milcz suko, bo dam cię moim żołnierzom do zabawy! Chciał wreszcie wyjść z ukrycia, Edyta jednak była nieugięta: - Jak przyjdzie czas, to zaatakujemy. A teraz daj mi go, bo od rana nic nie miałam w ustach.
XIV. Emilio wiedział o Edycie dużo, ale nie wszystko. Nie miał pojęcia o tym, że oprócz rzemiosła artystycznego, które uprawia, pracuje jeszcze na etacie. To wydarzyło się latem 1993 roku. Edyta stała jeszcze wtedy na Warszawskiej. Pod zgrabną szesnastolatkę podjechał stary ford i młody brodacz zaprosił ją do środka. Kiedy połknęła jego nasienie, pomachał jej przed nosem policyjną legitymacją i złożył propozycję nie do odrzucenia – tak oto Edyta Kińska została informatorem. Policja, a później CBŚ, w zamian za wiadomości z półświatka, pomogła jej pozbyć się alfonsa, a potem zapewniała bezpieczeństwo. Czasem podsuwała nawet klientów, a Edyta wyciągała z nich w łóżku to, czego nie zdołał komisarz Bazgan z biura przestępczości zorganizowanej dysponujący piętnastką pryszczatych aspirantów w rozwalających się polonezach.
XV.
- Pierdolony wrak! - przeklął siarczyście – dobrze, że jakimś cudem dojechałem a nie rozkraczyłem się na mieście. Komisarz Bazgan był wyraźnie poirytowany. Ten stan poirytowania, zwany potocznie wkurwieniem, miał odbić się na samopoczuciu jego podwładnych. - Kurwa! Czemu te papiery leżą na moim biurku? Gdzie jest kurwa moja kawa? Marek, kurwa, do roboty, bo wypierdolę na zbity krawężnik. - poranne krzyki szefa obudziły z letargu komisariat przy ulicy Szerokiej. - Marek, kurwa! - Tak jest Panie Komisarzu! - Załatw mi nowy samochód, biegiem! A jakby nie chcieli dać to im przekaż, że do nich przyjdę osobiście i zrobię z dupy... no... oni dobrze już wiedzą co! - Tak jest – posterunkowy Marek Gugała wybiegł w pośpiechu, uciekając przed gniewem szefa.
Życie policjanta w Polsce różami usłane nie było. Braki kadrowe, sprzętowe, finansowe... Komisarz Bazgan zamyślił się odpalając poczciwego Camela. - Pierdolony bajzel – myślał. - Po chuj oni te papiery do mnie przysyłają, co ja kurwa jestem? Księgowa, żeby się w jakieś rozliczenia bawić? Bandziorów zamykać! Jakbym chciał się w takie gówno pchać pracowałbym w banku.
Wbrew pozorom, to był zwykły poranek jakich wiele w komisariacie przy ulicy Szerokiej. Można by powiedzieć bardzo spokojny poranek. A gdyby się pokusić o szerszą analizę, tak, szef był w wyśmienitym humorze, co świadczyło, że albo był na kurwach, albo żona mu w końcu dała.
Słońce coraz mocniej rozświetlało gabinet. Dym papierosowy nieustannie zagęszczał i tak napiętą atmosferę. Komisarz Bazgan powoli, mozolnie, rozprawiał się z biurokracją. Pod biurkiem walała się sterta styropianowych kubków po kawie i torebek po jedzeniu z „makdonaldsa”. Poranek stawał się popołudniem, które niespostrzeżenie przeistaczało się w wieczór i noc. Dzień jak co dzień. Do czasu.
Była godzina 19:06. Szkolony umysł policjanta zapamiętuje takie szczegóły. Pukanie do drzwi. -Marek kurwa! Mówiłem Ci, że mnie nie ma! -To tak się witasz z kobietami Twojego życia? - kobiecy głos dobiegł z naprzeciwka. Komisarz Bazgan onieśmielony podniósł głowe. -Edytka? Kochana, co tu robisz? Przepraszam Cię, pracuję z bandą durniów. No, ale mów, co Cię sprowadza? Kobieto, wieki Cię nie widziałem. -Heh.. - westchnęła – to pewnie taki sam czas upłynął od Twojego ostatniego anala? Jak tam żonka? Nadal się kurwi a tobie dupy nadstawia od święta. -Edyta, miła jak zwykle. Coś czuję, że nie przyszłaś rozmawiać o moim pożyciu, a tym bardziej, niestety, aby je poprawić? -No niestety. Sprawa jest poważniejsza niż Twoje problemy z erekcją. -Edyta, zmiłuj się, kurwa. Proszę Cię. -No już dobrze, dobrze. Już mówię o co chodzi. Może mi zaproponujesz kawę? -Marek kurwa!!! -Nie tutaj. Chodźmy do naszej kawiarni, tej na Gołębiej. -Tak jest szefie? - zdyszany posterunkowy stanął w drzwiach -Nic nic... idź do domu. Żonka pewnie nie może się doczekać. -Tak jest szefie... dzięki.
XVI.
Szedł powolnym krokiem. Upajał się pierwszym od dwóch tygodni spacerem po mieście. Ulica Kanonicza, taka urocza, przechadzał się nią z wieloma suczkami i niejednokrotnie gubił się w bramie kawiarni ukraińskiej. Zawsze wychodził z niej szczęśliwszy, rozluźniony i lżejszy o ładunek połknięty przez jego kolejną miłość. Dziś był sam. Bił się z myślami, jak on do tego mógł doprowadzić? Jak on się w to wplątał? Czemu? Wszystkiemu winna ta pierdolona iberyjska rozgrzana krew i duma. Piotrek czekał w umówionym miejscu, na podwórzu przy dawnym kinie Warszawa, dziś super modnym klubie squasha i fitness. Plac obudowany wysokimi ścianami kamienicy był o tej porze pusty. Za oszklonymi drzwiami klubu widać było biegające postaci w sportowych strojach. -Czołem Piter! -Cześć – w głosie Piotra można było wyczuć zdenerwowanie – stary, nie wiem czy to dobry pomysł ,że się spotykamy. -Uwierz mi, doskonały pomysł. Masz ten obraz? -Mam, w bagażniku. Emilio, mówiłeś, że mi możesz pomóc. Stary, te ruski mnie trzymali dwa dni w bagażniku. Powiedzieli, że mi spalą chałupę jak im nie powiem gdzie jesteś. - No, to akurat nie byłoby takie straszne… - Kurwa, ja mało nie umarłem, a ty sobie żartujesz? - Co im powiedziałeś, że cię puścili? - Sprzedałem im namiary na ten twój domek w górach. - I co? Łyknęli? - Chyba tak, puścili mnie. Ale jak się dowiedzą, że mam z tobą kontakt, to kurwa, zabiją mnie. Stali chwilę w milczeniu paląc papierosy. Przejeżdżający tramwaj zakłócił cisze potęgując nerwowość Piotrka. - No dobra, to po chuj ci ten obraz? Co robimy? – Co robimy? – nagle usłyszeli pisk opon i beemkę wjeżdżającą wąską i długą bramą na podwórze – Teraz? – powtórzył Emilio – Spierdalamy! W tym momencie powietrze między nimi przeciął świst, a poprzedzający go pocisk roztrzaskał drzwi do klubu w drobny mak. Padły kolejne strzały, ale Emilio był już w ciemnym rogu podwórza. Idąc na spotkanie z Piotrem zauważył przycisk włączający blokadę wjazdu na dziedziniec. Skoczył i szybko wcisnął guzik. Półmetrowy bolec momentalnie wysunął się z podłoża.. - Teraz tylko wydostać się na zewnątrz - pomyślał. Kiedy był już w połowie tunelu łączącego podwórze z ulicą Stradom, oślepiły go reflektory drugiego BMW. W ostatniej chwili uskoczył w bramę klatki schodowej. Nie myślał, działał instynktownie. Schody, okno na półpiętrze, parapet, skok.
XVII.
Wbiegł w Bernardyńską i lawirując między samochodami kierował się w stronę bulwarów. Dwóch goryli Wasyla było jakieś 50 metrów za nim – dystans bezpieczny, żeby uniknąć strzałów z biegu, a żaden z mafiosów nie chciał póki co zatrzymać się i przymierzyć, bo to wiązałoby się z jeszcze większą utratą dystansu. Dobiegał właśnie do Smoczej, kiedy z zza rogu z piskiem opon wyskoczył wóz Wasyla. Emilio przeskoczył maskę beemki (co boleśnie poczuł od razu w prawym kolanie) i pognał alejką kierunku smoczej jamy, a dwóch ruskich zabijaków ruszyło za nim. Nagle Emilio poczuł ukłucie pod prawym udem – tak jakby ukąsiła go żmija (przeżył coś takiego pewnego lata w Chorwacji). Przebiegł jeszcze kilka kroków i nogi zaczęły mu się plątać. - Kurwa jego mać! – pomyślał – niech skurwysyny przynajmniej patrzą mi w twarz jak będą wykonywać wyrok. Odwrócił się. Dziesięć metrów przed nim stał herszt ruskiej bandy, a po bokach jego wierne sałdaty. - No co mołodiec, myślałeś, że Wasylowi utiekniesz? Że przed Wasylem się ukryjusz? Niet, we tym miestie nikagda przed Wasyliom się nie ukryju! Ukąszenie żmii stało się ugryzieniem rekina. Oczy Emilio zaszły mgłą, właściwie zanim zdążył przemyśleć co robić, mózg wspomagany adrenaliną zareagował sam: - Co Wasyl, Monisia ci dupy nie daje, bo mnie złapać nie potrafiłeś? Hehe, znam tę wyrachowaną kurwę. Hehehe, trzyma za chuja ruską mafię! Spazmatyczny śmiech szybko zmieszał się w umyśle Emilio z wielkimi hasłami pisanym komunikatem: CO JA KURWA ROBIĘ! Racjonalizm powoli zaczął wracać do głowy i Emilio uzmysłowił sobie beznadziejność sytuacji w jakiej się znalazł. Ostrzegawczy sygnał w mózgu Emilio brzmiał jak policyjna syrena i ciągle narastał. Emilio widział jak Wasyl sięga pod skórzany płaszcz, po swojego legendarnego nagana. Wtedy u wylotu Bernardyńskiej pojawiły się volkswageny na sygnale. Trzeba było działać. Kiedy Ruscy na moment odwrócili się w stronę nadjeżdżających samochodów, Emilio niewiele myśląc rzucił się w stronę rzeki. Od zbocza pomiędzy alejkami a wodą, dzieliło go nie więcej niż pięć metrów. Cztery, trzy, dwa – wtedy znów poczuł ukąszenie i odwracając głowę ujrzał uśmiechniętą twarz gangstera. W ułamku sekundy uśmiech zmienił się jednak w grymas bólu, a na piersi Olega – prawej ręki Wasyla, wykwitła plama jak po winie Bordeaux. Emilio był już na krawędzi skarpy i skoczył na oślep w mrok nocy. Staczając się zboczem, słyszał świst kul, które rozwiercały ziemię tuż obok niego. Zdecydowanie, turlając się do rzeki nie był łatwym celem. Znalazł się u podnóża, na dolnej alejce nie wstając dał nura w odmęty Wisły.
XVIII.
Dwa dni wcześniej, kiedy wieczorny mrok Starego Miasta powoli spowijał ulicę Bracką, zza rogu wyłoniły się postaci kobiety i mężczyzny. Mgła nierealnie osiadała na kawiarnianych parasolach. Powietrze jeszcze pachniało przelotnym deszczem a przez zroszone szyby migotały się postaci starych znajomych, zakochanych par i zwykłych kumpli raczących się chmielem. Było cicho. Przeraźliwie cicho! Skręcili w ulice Gołębią. Dla innych przechodniów byli spacerującym małżeństwem, w najlepszym razie parą kochanków. Nikt by się nie domyślił, że to gliniarz i dziwka. Bazgan szarmancko przepuścił Edytę w drzwiach kawiarni przy Gołębiej 3. Rzucił okiem na dziwnie niebieską pocztową skrzynkę i zanurzył się w gwarze barowych rozmów.
To było ich miejsce. To tutaj Edyta powierzała Bazganowi informacje wyciągane od klientów, i to właśnie w tym miejscu postara się go przekonać, aby pomógł Emilio. - Janusz, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Ty pomożesz mi, ja pomogę tobie, a na koniec może ci jeszcze podeślę moją najlepszą pannę jako prezent – Edyta ostrożnie ważyła słowa, badając jednocześnie reakcję komisarza – od ilu lat ścigasz Wasyla? - Nawet mnie nie wkurwiaj. Nie wspominaj o tym czerwonym chuju! Przemyt, wymuszenia, rozboje. Mamy na niego tyle, że dziesiątkę dostanie jak nic. Tylko cholera ostrożny z niego skurwysyn. Jak tylko siadamy mu na ogonie, zapada się pod ziemię. - A co byś powiedział kochany jakbym ci go spod tej ziemi wydobyła? - Kurwa mówże konkretnie, o co chodzi? - Oj widzę, że Wasyl ci napsuł więcej krwi niż twoja żona… - Edyta! Nie mam czasu na takie słodkie pierdolenie! - Oj, Januszek się znerwicowany zrobił. No dobra, więc powiedzmy, że mogę ci zorganizować bliskie spotkanie z Wasylem. Mam dla niego doskonałą przynętę. Potrzebuję twojej obstawy. Zorganizujesz ze mną ten spektakl? - Opowiadaj. Edyta zrelacjonowała komisarzowi starannie wydarzenia ostatnich tygodni, a mówiąc obserwowała jak na twarzy Bazgana pojawia się coraz większy uśmiech. Pożegnali się w aucie komisarza. Tak samo jak się poznali. Edyta znała się na obciąganiu jak mało kto w Krakowie. - Przyślę jutro swojego człowieka po tego twojego Emila. I zastanowimy się gdzie i kiedy zrobimy ten szoł. Jedno jest pewne: Emilio musi spotkać się z Piotrem. On doprowadzi nas do Wasyla – krzyknął Bazgan na odchodne, trzaskając drzwiami.
XIX.
Kiedy komisarz Bazgan wraz z Edytą wysiadał pod Wawelem z granatowego Passata, miał ułatwione zadanie. Wasyl z dwoma przybocznymi stał w otwartej przestrzeni, zbyt daleko od białego BMW, aby mieć jakiekolwiek szanse ucieczki. Zarówno od strony mostu Dębnickiego, jak i Grunwaldzkiego, zbliżały się policyjne pojazdy. Tak, wreszcie miał ruskiego mafioza na widelcu. Zaraz po tym, jak sierżant Grynarz „zdjął” jednego z ochroniarzy Wasyla, drugi odrzucił pistolet i uniósł ręce do góry. Sam Wasyl stał nieruchomo z bronią skierowaną w stronę policjantów.
- Odłóż tę pukawkę Wasyl – zawołał komisarz. Zawsze chciał rzucić w twarz gangsterowi tym cytatem ze swojej ukochanej „Stawki większej niż życie”. Dwadzieścia lat wiernej służby ojczyźnie, wreszcie odpłaciło mu tą satysfakcją.
XX.
Na wysokości hotelu Forum, z wody wyczołgał się powoli jakiś cień. Ciężko oddychając ułożył się na mokrej trawie. - Edyta dotrzymała słowa – pomyślał. Na drugim brzegu majaczyły jakieś sylwetki. To zakuci w kajdanki Rosjanie byli odprowadzani do radiowozu. Emilio z powrotem odwrócił głowę. Gigantyczna podświetlona reklama na gmachu dawnego hotelu głosiła: „Prawie - robi wielką różnicę”. �