Winny felieton Emigranta

Z BanjaWiki
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
Tukanowe drobnostki
Oko Tukana
Tukan Varia
Napisz do Tukana


Właśnie chłodzę kieliszek, no może nie do końca kieliszek, ale naczynie, z którego mam zamiar wypić lampkę doskonałego Chianti. Może nie doskonałego i może nie Chianti. Chyba na samym początku udało mi się zepsuć nastrój, który tak misternie chciałem utkać. Cóż, wybacz mi drogi, znudzony czytelniku. Na pewno jesteś znudzony skoro trafiłeś na tą stronkę i postanowiłeś to zacząć czytać. Drugą ewentualnością jest ta, że sam poleciłem Ci w mojej bezgranicznej pyszałkowatości przeczytanie tych kilku zdań. Tak czy inaczej przez chwilę mam nadzieję będziemy razem.

Dziś cały dzień zastanawiałem się nad przyjaźnią. Nad tą która jest już starą, oraz nad tą całkowicie nową, tą którą prędzej nazwać trzeba zalążkiem prawdziwie dobrej znajomości i w przyszłości, być może przyjaźnią. Zastanawiałem się ponieważ tęsknię a jednocześnie jestem niesamowicie szczęśliwy. Tęsknie za przyjaźnią i jestem niesamowicie szczęśliwy z nowych znajomości. No może pomijając pewne amerykańskie niedobitki, ale przecież i one ubarwiają prozę, to taki swoisty barwny folklor.

Jak mawia to moja droga przyjaciółka „życie jest takie śmieszne” i ma całkowitą rację, życie w swoich pokrętnych drogach i ścieżkach, którymi nas prowadzi do jeszcze bardziej zawiłych i nieznanych celów, jest śmieszne. Ta śmieszność jest straszliwie pozytywna, szczególnie gdy spoglądamy na przebytą drogę z perspektywy dni, tygodni, miesięcy i lat.

Czy droga, która jest przed nami będzie równie śmieszna? Zapewne. Zapewne tak, choć usłana niespodziewanymi smutkami, troskami, ranami zadanymi przez ciernie rozsiane na rogatkach, gdzie przystajemy aby dokonać wyboru. Zawsze trudnego a co gorsza dla tej chwili, nieodwracalnego. Bo życie nie jest splotem falsyfikowanych powtórzeń, wszystko co spotykamy podczas swojej podróży zdarza się raz jeden, niepowtarzalny. Przypadki złączone w swojej nierozerwalności. Splot logicznych ciągów zdarzeń, myśli i działań. Jeden zły wybór, jedna zła decyzja zapamiętana przez system, i już nie można wrócić.

Czekam na ten kieliszek, jeden samotny kieliszek, a w nim stos dziwnych uczuć, które niewypowiedziane tkwią zaklęte w naszej podświadomości. Niewypowiedziane ze strachu przed ich sprawczą mocą. Strach, który choć pierwotny, tak trudno przezwyciężyć rozumem. I pozostają tam, uczucia i emocje. Tkwią za kratami naszych obaw i lęków. Tak było, tak jest i tak będzie, póki kieliszka nie przepełni kropla.

Moja przyjaciółka spytała mnie o część mojej twórczości, tą gorszą część, tą nie prozaiczną. Spytała o stan uczuć w jakich powstawała. Spytała o cel, a może o bezcelowość jej tworzenia. Tyle rzeczy czynimy bezmyślnie, bez celu, bez funkcji a jednak z konkretnym znaczeniem dla naszych potarganych serc. O tylu rzeczach myślimy w kategoriach piękna choć bliżej im do brzydoty kolejnego pamfletu. Tyleż nowych słów zrozumiałych tylko dla autora (choć i niekoniecznie) wypowiadanych w pustkę, bądź odbijanych od ściany obojętności. Tworzymy mimo tej przerażającej skądinąd wiedzy. Pustka lub milczenie.

Zobaczyłem twarz, która do mnie się śmiała. Zobaczyłem ciało, które ku mnie zmierzało. Usłyszałem słowo, które przeniknęło mnie na wskroś. Poczułem ciepło powodujące dreszcz. Ile razy tak się czułem? Ile razy tak czułem? Niewiele? Za mało o ten jeden raz? Za dużo aby teraz znów zwracać na to uwagę?

Zwiewność jej znów jest ulotna. Niby muska mnie, tak delikatnie, tak jakby nie chciała abym wiedział o jej obecności. Nie wiem. Znów będę ślepy na Ciebie, choć przyjdziesz. Pewnego dnia zapewne przyjdziesz. I na nic me prośby. Nie, ona nie uderza, ona się chowa po kątach i zakamarkach, każe się szukać. Nie zważa na to, że szukający jest ślepy. Nie zważa na to, że nie dosłyszy. Nie zważa na ułomnych i ich mija. Może też czuje zawód, niezauważona przecież. Może myśli, że to jej wina, czuje się odrzucona. Czemu nie dostrzegamy, że to my ją ranimy swą obojętnością a nie ona do nas nie przychodzi?

Na kieliszku szron, zaraz wypełni go płyn. Zrobi się rześko, paradoksalnie zrobi się też niewyobrażalnie ciepło. Pierwszy łyk. Tak łatwo można się zatracić w rzeczach prozaicznych.

Codzienność. Minutowy walc Szopena. Budzi mnie. To jest minuta dla Morfeusza, pozwala mu odejść niezauważenie. Błogość kończy się równie szybko jak się zaczęła. Minuta bezmyślnego trwania. Minuta na podjęcie decyzji. Pierwsza minuta nowego dnia.

Wieczór. Nokturn także Szopena. To jest minuta ostatniej myśli, zawsze tej samej. Zawsze wtedy przychodzisz. Składam pocałunek na Twojej powiece, strudzonej i śpiącej. Potem chcę na Ciebie patrzeć. Nokturn. W usypiających myślach usypiasz i Ty.

Polonez A-dur. Szopena. Czy ja zbytnio nie tęsknię. Czy jestem Ogińskim co pożegnał się już ze swoją ukochaną Ojczyzną, czy może dopiero tutaj się z nią witam, tutaj widzę ją lepiej, jakby wyraźniej, z dystansu, którego na co dzień muszę się na nowo uczyć.

Jeżeli miłość jest czerwoną sukienką? Karminowymi ustami, różem policzków? A jeżeli miłość jest szarością Twych oczu? A jeżeli jest pustką moich myśli gdy Cię spotykam, albo gdy mój wzrok Cię odprowadza długo po tym jak odeszłaś? A jeżeli miłość jest zanikającym dźwiękiem Twoich obcasów, tak ledwo słyszalnym, w pustce mrocznych uliczek? A jeżeli miłość w Twym przypadkowym dotyku, który dla mnie nigdy przypadkiem nie jest? I czy stanie się wyobrażanym po tysiąckroć smakiem Twych ust? Czy stanie się tym jednym słowem wypowiedzianym wśród szalonego gwaru? Stanie się, prawda?

Etiuda. Rewolucyjna. Szopena. Niespokojność myśli nieukierunkowanych, zagubionych w odmętach otaczającej nocy. Samotny spacer po pobliskim parku. Wschód słońca zwiastowany śpiewem ptaków. Etiuda, rewolucja uczuć moich.