Otwórz menu główne

Kostek (strona zastępcza)

Wersja z dnia 20:29, 19 kwi 2016 autorstwa Judek (dyskusja | edycje) (Zastępowanie tekstu - ":)" na "{{haha|}}")
Kostek ze szkłem kontaktowym

Kostek jest jednym z pięciu banjaków – członków-założycieli Banjak MultiMedia Grup.

Spis treści

aktualnKOSTKI

  • uczucia względem zepsutej Banjawiki: wkurzony mam to już w dupie;
  • polityka: mam swojego kandydata, którego znam i do którego mam zaufanie
  • stan kotów: 3: Tiger, Wampir i Felek
  • czytane: Opowiadania zebrane Cortazara, Sinobrody Vonneguta, Transatlantyk Gombrowicza;
  • przeczytane: Matka Noc Vonneguta;
  • ostatnio napisałem: Wrotkami przez świat prawa własności intelektualnej, patentUJ, komercjalizUJ – przewodnik dla naukowców, Od pomysłu do wdrożenia – podręcznik multimedialny.
  • chwilowo słucham(płyty):
    Nirvana – Nevermind, Unplugged: klasyka (no i pachnie jak mózg nastolatka); Ladyhawke – Ladyhawke, Editors – An end has a start, Coldplay – Viva La Vida Or Death And All His Friends, Bloc Party, Black Kids, British Sea Power, The Stills i tym podobny brytyjski indie rock i jego protoplaści, czyli The Cure; Pustki – Koniec kryzysu, Once (OST), Kaiser Chiefs – Off With Their Heads, The Killers – Day And Age i zbiorczo: Lista Wszechczasów Trójki

KOSTEK w mediach

Zapiski (nie tylko) polityczne

23.12.2008

Życzenia i Prezenty

And so this is Christmas... jak śpiewał John Lennon w najdurniejszej świątecznej pop-kolędzie. Ludzie sobie życzą i dają prezenty.

Platforma Obywatelska sięga 60%. Jest to tym bardziej zdumiewające, że partia rządząca szybuje w górę teraz, gdy pierwszy raz od lat Polska – tygrys Europy, zaczyna się zwijać gospodarczo (uwaga: mimo gigantycznej kasy płynącej od dobrej cioci Brukseli). O Tusku natomiast mówią, że gbur i leń. Kto, że niby Kaczyńscy? Nie, dziennikarze "The Economist". Co, że nikt o tym w Polsce nie podał? Ani Onet, ani TVN, ani Wyborcza? Niemożliwe...

Pewien Poseł PiSu życzy złośliwie PO jeszcze większej akceptacji w społeczeństwie. Można ostrzec drużynę Donalda: tylko, żeby nie przesadzić. Historia zna takie przypadki, np. ten gościu z filmu Barei Poszukiwany, Poszukiwana – niby chciał, żeby było jak najwięcej cukru w cukrze, a koniec końców okazało się, że po prostu nielegalnie pędził bimber w łazience.

Prezydent na trzecią rocznicę rozpoczęcia kadencji sięga dna, odwracają się od niego wszyscy, nawet naczelni Dziennika. Prezydentowi politolodzy radzą (jak zawsze życzliwie) sympatyczności i twardości, wyrazistości i łagodności. Wyborcza w duchu świątecznym uruchomiła nawet specjalny serwis internetowy, żeby każdy mógł własnoręcznie dowalić Kaczorowi ciętym tekstem (nazwali to: "Czego chcesz życzyć Kaczyńskiemu?"). Jak zauważa były poseł PO, do bon tonu należy bowiem żartować sobie z prezydenta i wylewać na niego pomyje – pamiętajcie o tym koniecznie, tym bardziej, że zbliża się czas zabaw towarzyskich i bali. Przygotujcie się, żeby mieć zawsze w zanadrzu historyjkę o kompromitacji gruzińskiej, albo anegdotkę o Irasiadzie. Śmiechu będzie co nie miara. Jeszcze raz, żeby sobie Szanowni Czytelnicy ugruntowali, idąc na bal pamiętamy o: 1. czystych butach, 2. żarciku o głupim Kaczorze.

Święta to nie tylko życzenia, ale też prezenty. Zwykle otrzymujemy je od biskupa Mikołaja lub innych dziwnych postaci. Premier Tusk na pewno prezent dostanie od Gwiazdora. Prezydent Kaczyński niewątpliwie od Mroza, Dziadka Mroza (a właściwie Dziada). Podarki dajemy też sobie nawzajem. W tym roku Adam Michnik ofiarował Rodakom wywiad z autorytetem (oczywiście pełen krytyki wszystkich których nie lubi). Trener Beenhakker pod choinką znajdzie wypowiedzenie. Poseł Karski powinien w ozdobny papier opakować meleksa. Zarząd TVP dostał natomiast w prezencie... zarząd zastępczy. Chyba po to, żeby się biedaki nie przepracowywały. To miło ze strony Rady Nadzorczej. Na pewno trzydziestoletni faszysta do spółki z dawnym dziennikarzem Trybuny, dadzą radę!

Ciężko pracujący, a słabo zarabiający dostali od rządu w prezencie (pewno za te 60% poparcia) po kieszeni. Zabrali im prawo do wcześniejszych emerytur. Dlatego niebawem zaroi się od sześćdziesięciokilkuletnich maszynistów, ratowników, kierowców ciężarówek, nauczycieli wuefu. W odbieraniu praw nabytych byłym esbekom Platforma nie była już taka odważna, ale dobre i to, że obcięli im dodatki.

Niezawodny Palikot robi w Sejmie zrzutę na Ziobrę i proponuje wykup jego mieszkania, żeby zrobić tam muzeum IV RP. Jestem za, a Palikot powinien stać się tam czołowym eksponatem w sali Oszołomy. Świetny dziennikarz śledczy Jachowicz podsuwa całkiem serio inny pomysł uporania się Ziobry z absurdalnym wyrokiem sądu. To może być test dla mediów. Czy na to pójdą? To byłby dobry świąteczny prezent. No ale, pójść na rękę temu chodzącemu wcieleniu zła? Teraz to już nawet na TVPis Ziobro liczyć nie może, ani na swojego kotecka, yyy sorry, Kotecką.

Wesołych!

Muza

Od siedmiu lat nie ma Obywatela G.C. dlatego na tę rocznicę – Tak... Tak... To ja (posłuchaj) (ściągnij). Dobra muzyka (ostre akordy w tle – na fortepianie Ciechowski). Genialne słowa – jedna z nielicznych piosenek, w których chodzi o coś więcej niż orła cień, sęp miłości albo anioła głos. Jeden z niewielu tekstów, który mimo, że jest po polsku, nie brzmi śmiesznie. Świetny rytm, rym i melodyjność słów, a to wymagało wielkiego kunsztu – polszczyzna nie jest tak śpiewna jak angielski.

13.12.2008

27. rocznica wprowadzenia stanu wojennego w Polsce

7.12.2008

Krakowska premiera Tuska
Tusk na UJ

Sympatyczny, spontaniczny, otwarty, dowcipny, bezpośredni, zwykły, może nawet lekko zawstydzony i nieśmiały, bo żarty wygłasza cichym głosem i patrząc w ziemię (z obawy, że będą nieśmieszne). To pierwsze wrażenie z początku spotkania premiera Tuska z krakowskimi żakami. Po 10 minutach facet miał w kieszeni niemal całą widownię. Można by obdarować tymi wszystkimi cechami kilku polityków i każdy przodowałby w rankingach popularności. Mało tego, Tusk sprawia wrażenie jakby nie były to wyuczone na wielodniowych kursach piaru zalety, tylko naturalny, wrodzony charakter i styl bycia. Medialność najwyższej próby. Nic więc dziwnego, że rodacy właśnie z premierem najchętniej zjedliby karpia, obalili piwko pod sklepem i podzielili się w łóżku żoną. 3/4 Polaków uważa go za polityka prawie idealnego (obszerne omówienie ankiety CBOSu). Jednak coś w tym obrazie zaczęło się psuć mniej więcej po dwóch, trzech odpowiedziach na pytania studentów. W pewnej chwili do słuchaczy mogło, powinno, do niektórych z pewnością dotarło to, że premier nie ma za wiele do powiedzenia... Owszem, ogólne deklaracje: "jestem za zniżkami na biletach studenckich", "jestem za podatkiem liniowym", "jestem za refundacją in vitro", "jestem przeciw agresji i schamieniu polskiej polityki" – wyśpiewywał na zawołanie, przyozdabiając je ciągłymi żarcikami na temat potwora Kaczyńskiego, aforyzmami godnymi Leszka Millera ("twardość to bardzo pożądana cecha w pewnych sytuacjach") albo trochę mniej eleganckimi chlapnięciami ("Kiedy ostatnio obejrzałem zachowanie kibiców Wisły i Cracovii to pomyślałem, że na Wiejskiej nie jest jeszcze tak źle"). Treści żadnej, no bo: zniżki na bilety tak, ale tylko jeśli minister finansów nie będzie miał nic przeciwko; podatku liniowego nie będzie, bo nasz koalicjant nie chce; zmiana zasad dotyczących stypendiów studenckich będzie, ale jaka i kiedy to nie wie, bo się na tym nie zna; Palikot, Niesioł i Komorowski może i są nieeleganccy, ale przecież jak można inaczej reagować na potworów Kaczyńskich – ci to dopiero są chamy. Premier się boi mieć poglądy i wyrazistość, bo gdyby się określił, przestałby się podobać wszystkim. A to klucz do jego sukcesu i rządów PO. Nie będzie rewolucji, nie będzie ważnych reform, nie będzie twardości (którą premier tak lubi) wobec zapędów Rosji, nie będzie dekomunizacji. Będą boiska Orliki, platformerskie media publiczne (Trójka pewnie bez Skowrońskiego), schetynówki i pomostówki. I to jeszcze przez co najmniej dwa lata, bo Donald musi dociągnąć do wyborów prezydenckich. Wtedy wreszcie będzie mógł odpocząć, naród – odetchnąć i pokochać Słoneczko Polski, a nowy premier... wziąć się do roboty.

Jeden z wielu

25 lat od przyznania Nobla Wałęsie. Lechu przyjmuje hołdy z całego świata. Jeszcze 2 lata temu byłbym pierwszym, który podążyłby na kolanach do Gdańska. Zamiast tego oglądam to wszystko lekko zmieszany (bo wcześniej wstrząśnięty lekturą książki IPN-u o Bolku). Wałęsa jest legendą i kropka. Ale doszło drugie zdanie: Wałęsa współpracował z SB, donosił na kolegów, brał pieniądze, wykradł swoje esbeckie papiery. Oczywiście, to jest zdanie podrzędne, ale jest. Wymazać je może tylko sam Lechu mówiąc wreszcie prawdę. No bo przecież jego późniejsze zasługi są nieporównanie ważniejsze.

Choć zapewne wzruszających momentów nie brakowało i większość gości składała w istocie hołd Solidarności, ale te obchody to też absurd przemożnego kodu współczesnej polskiej polityki (jak w ciekawym tekście pisze Krasowski) pokazany w soczewce: minister spraw zagranicznych, który w latach 90. wojował z Wałęsą popierając obóz Macierewicza i Olszewskiego, wściekle atakuje szefa rządu w którym był ministrem jeszcze 2 lata temu, nazywając go karłem moralnym. A na sali w gdańskiej hali Oliwii, gdzie w '80 roku odbył się historyczny zjazd Solidarności (Solidarności Wałęsy, Gwiazdy, Walentynowicz, Kuronia, Kaczyńskich i Michnika), rozwalony w fotelu siedzi czerwony poseł Kalisz i głośno klapie brawo za dowalenie Tym karłom...

Wałęsa od dawna powtarza już, że to on obalił komunizm (pozostali bojownicy mu tylko nie przeszkadzali), dzięki swojej odwadze, przenikliwości, inteligencji i sprytowi. Żąda dla siebie pomnika za życia, zakazuje trudnych pytań. Wmawiam sobie, że jest dwóch Wałęsów. Jest ten obecny, jeżdżący po świecie i opowiadający bzdury o "trzeciej drodze" i "wieku intelektu" i jest ten, którego znam z opowiadań, filmów, książek, wreszcie z własnej pamięci lat 90. Ten nieugięty w internowaniu, któremu U2 zadedykowało tę piosenkę. Ten, który w Oslo mówił (a raczej został odczytany): Przyjmuję tę nagrodę z całym szacunkiem dla jej rangi i zarazem z poczuciem, że wyróżnia ona nie mnie osobiście, lecz jest nagrodą dla "Solidarności", dla ludzi i spraw, o które walczyliśmy i walczymy w duchu pokoju i sprawiedliwości... mam poczucie, iż nagroda przyznana mi została jako jednemu z wielu.

muza

Polecił Metz, polecam ja: Ladyhawke– Magic (posłuchaj), My Delirium (posłuchaj). Ech, gdyby cały pop był taki, świat byłby piękny.

30.11.2008

Poczet Oszołomów (tekst na osobnej stronie, kliknij link)

muza

Klasyk The Cure– Just Like Heaven (są takie piosenki, które zawsze dobrze brzmią):

  • w oryginale
  • balladowy cover Katie Melua
  • rockowy cover AFI
  • punkowy cover Goldfingera

24.11.2008

Oniet.ru
(dziś bardzo serio)

Kiedy Polak Eligiusz Niewiadomski zabił w galerii Zachęty polskiego prezydenta Narutowicza uzasadniał swoją zbrodnie tym, że według jego poglądów będących efektem zaburzeń psychicznych, nowo wybrana głowa odrodzonej Rzeczypospolitej – profesor przybyły ze Szwajcarii, była zdrajcą narodu. No tak, taka motywacja, gdyby polegała na prawdzie, byłaby jedynym powodem uzasadniającym nienawiść prowadzącą do zbrodni.

W niedzielę kiedy media doniosły o ostrzelaniu z terytorium kontrolowanego przez Rosjan konwoju z polskim prezydentem (a właściwie kiedy doniósł o tym sam Pałac, bo pierwsze depesze zawierały jedynie relacje pracowników Kancelarii, choć z Kaczyńskim podróżował tłumek dziennikarzy – widocznie czekali na instrukcje jak mają opisać ten incydent), od razu zaroiło się w polskim Internecie od komentarzy typu (pisownia oryginalna):

O mój Boże Kaczyński próbował siłą wejść na terytorium rosyjskie i wywołać wojnę! Wojsko wraz premierem popierani przez Unię Europejską powinni natychmiast zdjąć Kaczyńskiego z roli prezydenta Polski bo brak reakcji grozi strasznymi konsekwencjami

~lidka , 23.11.2008 20:44

Jednak Boga nie ma bo gdyby był to miał niepowtarzalna okazję.

al_bandi 23.11.08, 21:06

Kiedyś się oburzałem,jak wszyscy. Teraz już nie-powtarzam za Palikotem, leczyć biedaka, zdiagnozować tą paranoje kombatancką, izolować i kurować do skutku. Niech marszałek Komorowski przygotuje się do funkcji p.o.

zbigstar 23.11.08, 22:49

Ambasadorze Rosji - PRZEPRASZAMY za prezydenta.

~Polak , 23.11.2008 22:58

kolejny obciach niedojdy!po cholere on tam sie peta?ktos kto krzyczal po rosyjsku niekoniecznie musi byc rosjaninem idioto!wplacze ta polske jak nic w jakies gowno!tego przyglupa trzeba jak najszybciej usunac z tego stanowiska!ciekawi mnie czy pan kaminski zmienial mu wlasnorecznie gacie?co za pajace?rzygac sie chce!!!!

jeszcze nie wszystko stracone...jeszcze będzie wracał samolotem, w który "przez przypadek" wymierzy ktoś "Striełe"...:>....ah marzenia...

I ja wiem, że Lem mówił: Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów. Zdaję sobie sprawę, że komentarze zamieszczają w 50% zgorzkniali, znudzeni swoim marnym życiem nieudacznicy, a w 50% ludzie robiący sobie jaja. Niemniej jednak jest mi cholernie wstyd jak czytam takie ścieki. Cieszyć się z tego, że ktoś zagraża prezydentowi i żałować, że zamach się nie udał? Stąd już blisko do Niewiadomskiego. Jest jednak poważna różnica: o ile można Kaczyńskiemu zarzucić, że jest śmieszny, nieporadny, kompromitujący, robi gafy i jest nieskuteczny, o ile można się nie zgadzać z jego programem politycznym, to jednak nikt kto jest zdrowy na umyśle nie zarzuci mu zdrady narodu (a jak zarzuci to zapraszam do tych panów). Dopuszczają się jej za te żenujące antykaczory, które są niepocieszone, że prezydent nie dostał kulki w tył głowy.

Konwój prezydenta został zaatakowany. Nieistotne czy celem było zabicie szefów dwóch wrogich państw, czy tylko wywołanie burzy. Najprawdopodobniej zrobili to Rosjanie lub Osetyńcy, bo strzały dochodziły ze strefy kontrolowanej przez rosyjskie siły pokojowe. Na tych posterunkach po prostu nie mogło być gruzińskiego wojska! Ale jeśli nawet przyjąć taką karkołomną wersję wciskaną nam przez KGB (a co mieli się przyznać?), to polską racją stanu jest wzięcie udziału w takiej gruzińskiej prowokacji i zrzucenie winy na Rosję. W naszym interesie jest przede wszystkim wzmacnianie byłych państw radzieckich, a sojusz z Gruzją, Ukrainą i Bałtami to obok współpracy z USA najważniejszy element naszej polityki zagranicznej. Póki rządzi Putin: Słaba Rosja to dobra Rosja.

Portal Onet.pl (własność koncernu ITI – kapitał polski) w dniu zajścia w Gruzji o godzinie 21, jako drugą wiadomość serwisu podawał stanowisko rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych (zagadka: jak brzmiało?). Jako główną – oficjalne dementi osetyjskiego KGB. Tytuł niusa brzmiał: Nie strzelaliśmy; to nic więcej jak prowokacja. Kilka godzin wcześniej pierwsze doniesienie zostało nazwane: "Rosjanie oddali strzały, Lech Kaczyński zachował zimną krew". Było ono oparte na depeszy Polskiej Agencji Prasowej. Onet.pl opatrzył tytuł cudzysłowem. Późniejsze notki, oparte na rosyjskich źródłach rządowych poszły bez cudzysłowu (Strona Onet.pl, niedziela 23.11.2008, około godziny 21). Ten podobno największy portal informacyjny w Polsce, powinien się nazywać od dzisiaj Oniet.ru. O tym, że można obiektywnie przedstawić wydarzenia gruzińskie niech świadczy tekst portalu Interia.pl (własność koncernu Bauer – kapitał niemiecki). Żeby nie było, że się oszołomsko czepiam drobiazgu, polecam raport Prezydent pod ostrzałem – wystarczy przelecieć po tytułach, żeby zorientować się jakie są intencje redakcji Onietu.

Na koniec optymistycznie, a propos wojny polsko-ruskiej: Masłowska nie dała się zbajerować Wyborczej (do poczytania).

muza

The Cure– From The Edge Of The Deep Green Sea. Głębokie zielone morze wciąga. (posłuchaj) i (ściągnij(mediafire))

15.11.2008

Barack Osama

Wykrakałem. Obama wygrał, choć minimalnie (gdyby McCain miał w kluczowych stanach 750 000 głosów więcej...). Czy to wielki sukces demokracji? Nie. Owszem fajnie, że murzyn może zostać władcą kraju w którym jeszcze 70 lat temu mógłby tylko ciąć trzcinkę, ale z drugiej strony: czy to aby nie rasizm, kiedy głosuje się na kogoś właśnie ze względu na jego kolor skóry? Nie wierzę, że wśród kolorowych obywateli Stanów Zjednoczonych byli sami Demokraci i liberałowie. Przypuszczam, że wątpię, a wręcz przeciwnie. Czy to koniec cywilizacji białego człowieka? Też nie. Ameryka ma się dobrze i dowodem na to może być choćby to, że wiceprezydentem będzie doświadczony Joe Biden, irlandzki katolik mający świetne notowania w środowiskach żydowskich. Na szefów gabinetów duet Obama-Biden wybrał też doświadczonych polityków właściwego pochodzenia (notabene sympatyzujących z Polską). Może dzięki temu nawet fakt, że nowemu przywódcy USA zarzuca się sympatie i przeszłość islamską, jego edukację finansował podobno sponsor arabskiego fundamentalizmu, a idolami byli terrorysta i marksiści, nie pogrzebie amerykańskiego mocarstwa. A na to liczy Putin i jego kukiełka. Rząd PO roku

Tuskowcy świętują rocznicę. Tym razem w spa. Oczywiście za naszą kasę. Chociaż Tusku melduje osiągnięcie orgazmu, to lista sukcesów wygląda jednak mizernie przy porażkach. A jeszcze mizerniej by pewnie wyglądała, gdyby chłopaki z rządu nie były takie leniwe. Najbardziej pracowity jest chyba Pawlak – w obsadzaniu spółek. No i Arabski z Nowakiem w obszczekiwaniu prezydenta. Sukcesy: boiska Orlik, poprawki Komisji Palikota, tarcza antyrakietowa, wycofanie z Iraku i tyle. No może jeszcze wygładzenie i wypachnienie polityki zagranicznej. Porażki: katastrofalny projekt reformy zdrowia, brak reakcji na kryzys, brak polityki energetycznej, brak podwyżek, walka z historią (IPN, Wałęsa, wycofanie z pomysłu odebrania przywilejów esbekom), opóźnienia z Euro, brak reformy podatków, brak reformy nauki, ruszenie kwestii pomostówek (słuszne!) na miesiąc przed końcem roku. Jak dodać do tego takie kwiatki jak podróż życia Słońca Peru, kompromitację w sprawie Gruzji i PZPNu oraz grzeszki nepotyzmu koalicjanta i głupoty Pitery to największym cudem Platformy jest to... że nadal ma 50% poparcia.

Rząd Buzka w pierwszym roku przygotował i przeprowadził wielkie cztery reformy, rząd Millera potrzebną reformę administracji. 365 dni to niemało. Nie ma alternatywy dla PO i nie będzie przez najbliższe dwie kadencje. Ale jest alternatywa dla Tuska. Schetyna na premiera! SBiskopat

Ksiądz Isakowicz demaskuje kolejnego agenta w sutannie i to w purpurowej. Znany autorytet wieloletnim donosicielem? Nie wiem, choć ta plotka krąży po Krakowie od lat. Pewne jest tylko, że Dziwisz (jako nieformalny prymas) powinien zadziałać: jeśli Kościół chce kogoś pouczać, to nie powinien chyba sam żyć w niedomówieniach. Tak więc: księża na Reformacką, w kolejeczce do IPN z wnioskami o status pokrzywdzonego, a potem wszystko w internet!

muza

Trochę jakby w klimacie Agenta Jej Królewskiej Mości (przynajmniej jak dla mnie): The Last Shadow Puppets– My Mistakes Were Made For You. (obejrzyj) i (ściągnij (rapidshare))

31.10.2008

American Pie

Floryda, Ohio i Indiana – tylko tyle i aż tyle dzieli McCaina od zwycięstwa w wyścigu do Białego Domu. Wyścigu w którym od dawna wydaje się być skazany na porażkę. Obamę poparły, bardziej lub mniej dyskretnie, wszystkie liberalne media, z NYT i CNN na czele (nie używam tu podobnie jak w innych tekstach epitetu liberalny w znaczeniu negatywnym – nie tak jak w naszej polityce, gdzie jak się chce społeczeństwo kimś postraszyć to się mówi, że jest liberałem).

Oczywiście, tu mała dygresja, pomimo wychodzącej czasem na wierzch sympatii dla kandydata Demokratów, te mainstreamowe media i tak starają się zachować chłodny profesjonalizm w relacjach z imprez w ramach kampanii (choć wypadki się zdarzają), a sterowanie nastrojami ograniczają do programów z gadającymi głowami. O ile można powiedzieć za kim jest Oprah Winfrey, to kto wie kogo wspiera, a kim gardzi Larry King albo Wolf Blitzer? Ciągle nam do Stanów daleko w tym względzie, bo u nas jak w radiu słyszę, że pojawia się Żakowski, albo Semka to wiem z góry co wygłoszą tonem wszechautorytetów. Podobnie jak w TV pojawi się Lis lub Ziemkiewicz, a w gazecie Michnik i J.R. Nowak (celowo porównuję tych dwóch panów bo wywodzą się z podobnego środowiska i są równymi oszołomami).

Republikanin, biorąc pod uwagę specyfikę amerykańskich wyborów (poprzez elektorów), ma szansę tylko, jeśli wygrałby (oprócz tradycyjnego południa, centrum i Alaski) w Ohio, Indianie i na Florydzie. To prawie niemożliwe, choć gubernator stanu emerytów i kubańskich emigrantów (brat Busha) ma doświadczenie w kreatywnym liczeniu głosów.

Moim subiektywnym zdaniem Barack Obama wygrał te wybory w momencie, gdy Scarlett Johansson oddała mu swoją piękną twarz i głos. Choć nie jest to mój kandydat, to właśnie ten genialnie zrobiony marketingowo składak żarliwości Martina L. Kinga i czaru JFK, wsparty przez całe Hollywood (Schwarzenegger i Willis są tutaj raczej wyjątkami), które zebrało pół miliarda dolców na jego promocję, zostanie kolejnym prezydentem świata. Pozostaje mieć nadzieję, że zamiast Baracka, który co prawda jest doktorem prawa i wywodzi się z takiego samego środowiska jak Bushowie i Clinton (Harvard i Columbia), ale o sprawach świata wie bardzo mało, polityką zagraniczną będzie kierował jego doświadczony i przewidywalny wice – Joe Biden. Trzeba też wierzyć, że gdyby coś poszło nie tak, czyli Obama okazał się kumplem Osamy albo Rosjan, amerykański system zadziała odpowiednio.

Yes. We Can Change. to trochę mało jak na program wyborczy, szczególnie w czasach kryzysu. Za bardzo przypomina nasze swojskie Polskę trzeba zLepperować. Cóż, każdy naród ma taką władzę na jaką zasługuje. I jaką wcisną mu pijarowcy.

muza

dla wszystkich obecnych i przyszłych polityków z dedykacją: Flobots– Handlebars. (niezły teledysk) i (ściągnij)
a nastrojowo: Glen Hansard & Markéta Irglová – When Your Mind's Made Up (z filmu Once). (posłuchaj) i (ściągnij)

17.10.2008

Kto powiedział
Kasjer dupa?

1. Brak słów na skomentowanie zachowania naszych wybrańców w Brukseli. Myślę, że porównanie ich do bawiących się w krzesła sympatycznych potworów z Ulicy Sezamkowej jest.. głęboko krzywdzące dla Elmo i spółki. Trzeba tylko odnotować: premier miał rację, kiedy mówił, że sprawy na Szczycie dotyczą domeny rządu; prezydent miał rację, kiedy mówił, że to skandal, że kancelaria Tuska chce decydować czy może gdzieś jechać, czy nie (Konstytucja jest tu po stronie Kaczyńskiego – rząd nie jest zwierzchnikiem prezydenta, zatem mówienie o kieszonkowym zamachu stanu jest nie od rzeczy). Podsumowując, racja prezydenta była jego racją i była to racja w której formalnie jest więcej racji niż w racji premiera, chociaż racjonalności w niej tyle samo, czyli zero.

Warto też wspomnieć, że odmiennie niż twierdzą polskie media (z TVN24 i GW na czele), nikt w Europie nie załamuje rąk i nie śmieje się z polskich kłótni. Bo po pierwsze w każdej kontynentalnej demokracji takie problemy są na porządku dziennym i nocnym, po drugie Polska nie jest pępkiem świata, ani państwem specjalnej troski (więc nie ma potrzeby wołać co chwila Kto powiedział: kasjer dupa?, jak w skeczu Młynarskiego), a po trzecie pani Merkelowa, pan Sarko i reszta zajmują się poważnymi rzeczami i to o kryzysie finansowym wolą rozprawiać normalne, europejskie media.

Swoją drogą to ciekawe: jak Polska pomagać swoim stoczniom, to źle; jak Niemcy pomagać swoim bankom – dobrze. Jako porządny neoliberał (w sensie ekonomicznym rzecz jasna!) zawołam: oj, coś mi się widzi, że od tej całej pomocy i interwencjonizmu to wszystko pieprznie jeszcze bardziej! Trzeba było odpowiednio regulować rynki, a nie teraz topić biliony nacjonalizując banki.

2. Fajniego wywiadu udzieliła Dorota Masłowska w dodatku do Dziennika. Nie to nawet, że łechta ego fakt, że powtarza to co u mnie było już miesiąc temu: Poczułam, że mogę krytykować to, co się tutaj dzieje, ale nie za granicą, bo w momencie, kiedy wyjeżdżam, to mój status jako osoby komentującej się zmienia. Nie mogę mówić: oni są straszni, ci Polacy, ale na szczęście ja jestem normalna i przyjechałam się przytulić. Tylko tak ogólnie (co mnie bardzo zaskoczyło, szczególnie po Wojnie polsko-ruskiej...) ma nie zblazowane spojrzenie i ciekawą, świeżą wrażliwość obserwacji świata (co u polskich literatów rzadkie) i wygląda na to, że inteligentna laska z niej (co jeszcze rzadsze).

muza

Pustki – Parzydełko. Soczyste, niby wiosenne, a tak naprawdę to (zaje*)iście jesienne. (odtwórz) i (ściągnij)

08.10.2008

Nie pytaj o Polskę...
Wielka Zmiana

Polska z perspektywy iberyjskiej wygląda wspaniale. Zjeździłem całą Portugalię, a potem kawałek Andaluzji. Co tu kryć – to najpiękniejsze rejony Europy. Podróżowałem i byłem coraz bardziej dumny z mojego kraju.

Już kilka dni temu wpadłem na pomysł, żeby ten stan opisać, niestety Paulina Wilk z Rzeczpospolitej, mnie wyprzedziła. Wyprzedziła, bo byłem zajęty pracą, czyli szumnie mówiąc: budowaniem nowej Polski. Podobnie jak miliony innych młodych rodaków, którzy od poniedziałku do piątku przy pomocy swoich ciężko zdobytych kompetencji i wykrzesanego zapału współtworzą globalne korporacje, utrzymują na powierzchni małe, rodzime firmy, tworzą nową administrację walcząc z biurokracją i ignorancją zwierzchników, albo poświęcając całe swoje życie tu, uczą się tam – za granicą, żeby wrócić jako awangarda kraju – zupełnie jak Kopernik z Padwy (aż kipi patosem).

Nie będę zatem powtarzał tego, co świetnie uchwyciła publicystka Rzepy. Byłem w Londynie 15 lat temu i wtedy ze świecącymi się oczami chodziłem po sklepach pełnych kolorów i zazdrościłem tego wszystkiego co mają moi rówieśnicy. Byłem w Londynie w tym roku i widziałem zaczytane w niusach o Victorii Beckham i innych celebrytach bezmyślne tłumy w metrze, zaszczane stacje i sparaliżowane dworce. Takie historie można mnożyć. W ciągu dwudziestolecia naszej niepodległości naprawdę miejsca się odwracają i to na naszych oczach. Wielka Zmiana to nie układ okrągłostołowy, reglamentowana rewolucja, IV RP, wejście do Unii, ani nawet nie Pokolenie JP2. Wielka Zmiana to pokonanie mentalności homo sovieticus, tak w naszym narodzie nieszczęśliwie pomieszanej z kompleksem wiecznych przegranych. Już żadne pokolenie tak tego nie dozna. Już żadne tak nie doceni. To my, dzięki temu doświadczeniu, jesteśmy bogatsi niż nasi rówieśnicy z Zachodu (to nie nacjonalizm, to stwierdzenie faktu).

Zgniły Zachód

Rano w portugalskim nadmorskim kurorcie Nazare, zaszliśmy rano do kawiarni w poszukiwaniu podgrzewanych bułek. Kelnerka – kilkunastoletnia dziewczyna, nie potrafiła nawet zrozumieć co to jest toast i sandwich. U nas, mogę się założyć, 90% kelnerek mówi po angielsku, 100% rozumie, a pewnie z połowa zna jeszcze drugi język. W Andaluzji, siedzimy w zarządzającej głównie unijną kasą instytucji uniwersyteckiej. Wokół piękne hiszpanki, ale angielskiego ni w ząb – non habla ingles. Na pytanie: jaki jest zatem najpopularniejszy język obcy, którego się uczą na studiach, odpowiadają: angielski!

Narzekamy na brud i obsmarowane budynki. Odwiedźcie Coimbrę – taki portugalski Kraków, miasto studentów. Tam to dopiero brudno! Przykład polskiego self-made mana – profesor Filipiak, kiedy otwierał Comarch w Niemczech, z początku zatrudnił miejscowych. Jednak już po kilku miesiącach wszystkich zwolnił i sprowadził pracowników z Polski. Powód? Niemcom brak było motywacji. Naszym europejskim przyjaciołom często brak naszej fantazji, kreatywności, a przede wszystkim chęci i upartości. Jesteśmy pierwszym pokoleniem współczesnej Polski, które mogło mieć to, co młodzi na Zachodzie, ale nam jeszcze jest trudniej osiągnąć to, co oni mieli podane na talerzu. Dlatego bardziej chcemy i bardziej nam zależy. Nasze dzieci będą już takie jak w Starej Europie.

Biadolimy nad biurokractwem (piękny neologizm Kononowicza: biurokracja + buractwo) i głupotą w gospodarowaniu publicznym groszem. Ostatnio w kordobańskiej instytucji samorządowej widziałem specjalną windę dla niepełnosprawnych (brawo!), zbudowaną obok... dwóch schodków. Jako goście z dalekiego kraju zostaliśmy też uraczeni torbami pełnymi grubych ksiąg wydanych na papierze kredowym. Wszystko po hiszpańsku i o rzeczach zupełnie nie dotyczących tematyki naszych rozmów. Po prostu: były pieniądze, trzeba było wydać. Się nadrukowało, to trzeba porozdawać. U nas już tak się nie robi. Może dlatego mamy nadal dużo drzew.

Oko na Polskę

Jak sami nie potrafimy pokonać swojego kompleksu gorszości, tegotygodniowa kampania najbardziej wpływowego medium świata, musi nas przekonać. CNN nadaje teraz codzienne relacje z Polski. Mówią o nas jako o najbardziej interesującym kraju Europy, gospodarczym tygrysie, państwie, które staje się ważnym graczem w światowej polityce.

W 1988 roku Grzegorz Ciechowski w najlepszym tekście patriotycznym lat 80. śpiewał, że kocha Polskę brudną, pijaną, klnącą i śmierdzącą. My możemy kochać taką, która mimo, że kiedyś biedna i brzydka (co pamiętamy z dzieciństwa), przeobraża się w atrakcyjną kobietę. Na tle próżnych, starych panien z dobrych domów, wygląda jeszcze lepiej i wiadomo, że najlepsze ciągle przed sobą. Łatwiej ją kochać i z nią być.

Goryczka

W tym miejscu chciałem skończyć ten tekst. Artykuł optymistyczny, żartobliwy, z akcentami humorystycznymi. Z taką miłą myślą leciałem z ziemi iberyjskiej do polskiej. Niestety wylądowałem, a było to twarde lądowanie. Dlatego dalej będzie trochę goryczki, jak w dobrym piwie.

Uśmiech trochę zaczął rzednąć, kiedy zgubiliśmy się na remontowanej od kilku lat obwodnicy Krakowa. Polskie drogi to ciekawostka w skali światowej: od razu po otwarciu rozpoczyna się remont! Tutaj przegrywamy i z Portugalią i z Hiszpanią. Można zrozumieć, że komuniści za Millera i Pola nie umieli. Można zrozumieć, że kolesie za Buzka mieli inne reformy na głowie. Ale od czterech lat mamy rzekę pieniędzy z Unii. Nic tylko budować, bo autostrady to krwiobieg państwa. Chorwacja w cztery lata po wojnach była już niemal w pełni zautostradowana. W domu włączam TV, a tam oprócz gwiazd śpiewających podczas tańca na lodzie w domu Wielkiego Brata (przy których Paris Hilton to Einstein), królują rozważania: czy prezydent obraził premiera, czy może odwrotnie?; czy PO nie umie rządzić przez PiS?; czy PiS to partia faszystów?; Kto leci gdzie, a kto gdzie nie? itp. itd. itp. Słowem: nowa wojna na górze. Czy to sezon ogórkowy? Nie ma o czym pisać? Skądże, wystarczy przełączyć na BBC: Rosja nadal okupuje Gruzję, ekonomia stoi nad przepaścią, a w USA wybierają prezydenta świata. Ale nasze media bardziej obchodzi czy prezes Kaczyński przesłał usprawiedliwienie nieobecności przez pomyłkę, czy perfidnie (o tym właśnie rozprawiają komentatorzy TOK FM).

Otwieram gazetę, a tam wielka bitwa ministra sportu z leśnymi dziadkami z PZPN. Rozumiem, że piłka nożna to najważniejszy ze sportów, wszak uprawia go sam premier, ale czy ta cała burza, to nie przesada? W końcu w wielu innych sportach mamy większe sukcesy. Koniec końców, minister okazał się impotentem. Jak się nie ma takiego talentu do ustawiania innych jak Władimir Putin, to się nie idzie na wojnę z FIFA. Organizacja EURO 2012 jest przecież ważniejsza od tego, czy kilku działaczy uda się odspawać od stołków. Włączam radio, a tam wreszcie coś pozytywnego: ubekom mogą odebrać przywileje. Ale spokojnie, nie wszystkim, niektórym nawet mieli dawać Noble. Są też tacy co nadal będą mieli czterocyfrowe emerytury. Na przykład generał Jaruzelski – bo przecież był prezydentem demokratycznej Polski. Kiszczak też, bo był jego ministrem. Póki co, członkowie gangu stanu wojennego zbierają punkty i wyrazy współczucia kaszląc na sali sądowej. Na razie demonstracje poparcia gnębionych generałów są w Moskwie, ale niebawem zaczną się pewnie i u nas. Nie mam skrupułów, że sądzi się starców. Można było to zrobić już dawno, ale wtedy rządzący tego nie chcieli. To takie polskie, że potrafimy wybaczyć wszystko, bo po co się w tym babrać. Tylko jak potem spojrzeć w oczy rodzinom ofiar Wujka (dowodził Kiszczak), Grudnia ’70 (dowodził Jaruzelski), innym ludziom, którym złamano życie, albo karierę, również dzięki raportom takich Wolszczanów. Dlaczego ludzie reżimu i ich donosiciele, mają mieć w wolnej Polsce przywileje? Przecież przyzwoitość to waluta.

Patrzę w Internet, a tu niespodzianka: jest jedno miasto, które odmówiło CNN! To dumny (durny?) Kraków. Tak jak nie chciała Wanda Niemca, a Majchrowski - Busha, tak urzędnicy uznali, że nie warto się zareklamować. Brawo, sukces prawie jak z tą galeria Guggenheima... Róbmy swoje(?)

My Polacy, mamy dużo chęci. Mamy coraz więcej kompetencji. Mamy coraz więcej pewności siebie. Mamy coraz więcej pozytywizmu: dobra i sensowna praca przestaje być frajerstwem. Kreatywność i pomysłowość przestaje być odchyleniem od normy. Zadziwiamy świat, docenia nas Europa.

Tylko wciąż bardzo często chęć i wiedza przegrywa z ignorancją, układami i demagogią. Nadal pracę na Wielką Zmianę psują mali hamulcowi, zazwyczaj udający ekspertów od wszystkiego. Można powtórzyć za Młynarskim: tyle jeszcze jest do spieprzenia... A będzie więcej! Ale – na koniec – to mimo wszystko optymistyczne, że jest coraz więcej.

5.09.2008

Strasznie mnie wkurza...

...kiedy ktoś wyjeżdża za granicę i publicznie mówi źle o naszym kraju. Szczególnie, jeśli to mieszkający w Polsce obcokrajowiec. Kto mu dał do tego prawo? W tym konkretnym przypadku chodzi o osobę o której możnaby nawet w pewnym sensie powiedzieć, że jest polskim patriotą. Mówi, chcąc w swoim wykładzie zawrzeć zgrabny element humorystyczny (w angielskim stylu, wiadomo, żeby mieć audytorium w kieszeni). Mówi o reżimie złych bliźniaków, który na szczęście już prawie się skończył i o tym, że już nie dzieją się u nas te straszne rzeczy, które miały miejsce jeszcze niedawno. Mówi tak nie ze swojej złej woli, dlatego jego wina w tym najmniejsza. Wygłasza takie teksty dlatego, że doskonale wykształceni Polacy, wśród których się obraca, wzbudzili w nim przekonanie, że wszyscy się do głębi wstydzimy za rządy PiSu i uważamy, że powinniśmy za ten dwuletni okres błędów i wypaczeń przepraszać Europę co najmniej tak długo jak Austria za Heidera, a Francja za sukces wyborczy Le Pena. Nawet dłużej, bo przecież kaczyzm to przecież większe zagrożenie dla demokracji na świecie, niż austriaccy i francuscy nacjonaliści razem wzięci.

Od 2005 roku w dobrym tonie na większości spotkań polskiej inteligencji jest ponarzekać (to nic nowego – nasza narodowa specjalność) i powyśmiewać bliźniaków, łącznie z ich najbliższą rodziną. Co było jeszcze do zrozumienia, gdy nieudaczne Kaczory miały realną władzę (dziś Prezydent nie może nawet nigdzie pojechać bez zgody premiera i bez jego przyzwoitki), staje się żałosne, kiedy władzę pełnią i błędy popełniają już od dawna inni.

Owszem, w przypadku partyjnych aparatczyków PiSu i PO, wściekłe przywalanie przeciwnikowi to normalka (pisze o tym ostatnio Premier Rokita). Jednak w przypadku wykształconych osób spoza polityki taki fundamentalizm razi, budzi zdziwienie i – w zachodnim kręgu kulturowym – po prostu niesmak. Nie spotkałem dotąd Włocha, który publicznie, przed obcymi ludźmi narzekałby na Berlusconiego (choć Kaczyńscy to przy nim niewiniątka). Nie spotkałem nigdy Anglika, który nawet będąc zagorzałym Konserwatystą, obrzucałby błotem Blaira. Amerykanin występując publicznie nigdy nie wyśmieje Busha mimo, że potem wieczorem, po kilku piwach, nazwie go małpą. Pewnych rzeczy po prostu w gościach i w salonie robić nie wypada.

Nie obrzucać za granicą swoich krajan błotem (i polityków i pijaczków spod Victoria Station), to absolutne minimum. Kiedyś spotkałem Włoszkę, która nie tyle nie przyłączała się do głośnej krytyki poczynań Berlusconiego wygłaszanej przez młode międzynarodowe towarzystwo, ale nawet broniła go, a przede wszystkim starała się zrozumieć i potraktować z szacunkiem te miliony Włochów, które dały się uwieźć temu spryciarzowi. A poglądy, jak się potem okazało, miała lewicowe.

Szacunek dla kraju, jego instytucji i przedstawicieli, to nadal dla wielu z nas coś obcego. Można to uzasadniać ostatnimi stuleciami, kiedy nasze państwo – z krótkimi przerwami – było emanacją okupanta i zaborcy. Można też, w przypadku młodych, uzasadnić to naturalną skłonnością do anarchii. Trudno jednak jakkolwiek wytłumaczyć, kiedy takie zachowania spotyka się wśród ludzi z tytułami naukowymi, swobodnych w międzynarodowym towarzystwie kosmopolitów.

Może to wreszcie jakaś kontrowersyjna myśl z mojej strony. A teraz zmieniam klimat na przyjemniejszy. Mais bonita, Portugal!

muza

Bloc Party vs. Nelly Furtado – Say It Right, czyli jak z gówna zrobić perełkę. (odtwórz i ściągnij)

23.08.2008

Święty Jerzy walczy ze smokiem

Nie uważałem dotąd Kazika Staszewskiego za wieszcza, ale oto co śpiewa w piosence V rozbiór Polski (posłuchaj):

    Sytuacja świata w roku 2008
    Osiągnęła punkt krytyczny po kryzysie katyńskim
    Przy dyskretnej aprobacie komunistów chińskich
    Podpisano dokumenty porozumień berlińskich..
    Najgroźniejsza sytuacja była sierpnia dnia ósmego...

Do tej piosenki jeszcze powrócę, ale najpierw: co wydarzyło się ósmego sierpnia? Rosja wkroczyła do Gruzji. Już drugi tydzień Bolszewicy okupują Gruzję. Co tu do komentowania, poza tym, że bezprawnie najechany został kraj będący naszym sojusznikiem, kraj podobno ważny dla Europy, gorący przyjaciel USA. Rosja jak zwykle, poza azjatycką, prymitywną agresją, posłużyła się wpływami w krajach wolnego świata i sentymentami rusofilskimi, które już od czasów Woltera dużo ważą w opinii publicznej. Tak więc od początku większość mediów nawoływała, żeby zachować proporcje i pamiętać, że to Gruzja jest napastnikiem (bo zajęła swoje własne terytorium?), a grona amatorskich komentatorów rzeczywistości, w postach pod artykułami w internecie pisały o tysiącach ofiar Gruzinów (nieprawda) i biednym, wielotysięcznym narodzie Osetyńskim, który pragnie tylko wolności (nieprawda). Sam próbowałem nieudolnie walczyć z tymi etatowymi, albo nie, agentami wpływu. Nie da rady.

Pod konsulatem Rosji na placu Biskupim, grupka trzydziestu osób. Część to Gruzini, część kombatanci co spali na styropianie, część to pisowskie aparatczyki, trochę zwykłych ludzi. Krzyczą: Wszyscy jesteśmy Gruzinami!, albo Nie bój się Putina - pij gruzińskie wina!. Czują niemoc swojego protestu. Wiedzą, że na ulicę nie wyjdą tysiące ludzi, bo milcząca większość dba tylko o swoje samopoczucie i spokój. Są świadomi, że Gruzja walcząca z wielkim rosyjskim smokiem, sama nie ma żadnych szans.

10 sierpnia Gruzinka Chiora pisze w mailu do polskich przyjaciół: It is a real war in the heart of Europe! Russian agression will not stop. We want to defend our home country from another Russian annexion but we are too small. Please help us! I'm very affraid!. Dramat ludzi takich jak my. Gruzja jest za mała, ale są trzy wpływowe siły na świecie, które mogą wystraszyć Putinię: NATO, UE i USA. Wszystkie zareagowały, ale wszystkie ostrożnie. Zareagowałyby jeszcze powolniej, gdyby nie ta, zdaniem niektórych, niepoważna awantura Kaczyńskiego.

W piosence Kazika:

    Wobec takiej sytuacji Aleksander Kaczyński
    Wyjątkowy stan wprowadził podejmując się misji
    Na naradę w Ministerstwie jakim walczyć orężem
    Przybył pan prezydent z żoną i pan premier z mężem
    Co ciekawe - poparły ich wszystkie siły w kraju
    Wobec zagrożenia stanąć umieli nawzajem...
    Zagrożenie zakończyło wszystkie waśnie, kłótnie, spory
    Strach pokazał, że ten kraj nie jest tak bardzo chory

I tu się autor pomylił. Mój prezydent Kaczyński (na którego nie głosowałem), zwołał swoich czterech kumpli prezydentów i poleciał do stolicy najechanego kraju. Jednoznacznie poparł Gruzinów i ich demokratycznie wybranego przywódcę. Oczywiście nie zrobił tego zupełnie z czapy, tylko za aprobatą przywódcy świata – Busha. Szacun Kaczor! Mój premier Tusk (na którego głosowałem), a dokładniej chyba jego agencja pijarowska – KPRM, najpierw długo milczała, potem nie chciała dać samolotu Kaczorowi, wysłała z nim Sikorskiego jako przyzwoitkę, a na koniec, oczywiście zjechała inicjatywę prezydenta ustami wybitnych mężów stanu: Niesiołowskiego i Chlebowskiego. Bo Rosji nie powinniśmy drażnić, bo UE i NATO, a nade wszystko Francja (sic!) lepiej powalczą z Rosją o byt Gruzji.

Polskim interesem narodowym od setek lat, jest neutralizowanie zagrożenia ze strony naszego wschodniego sąsiada, imperialnej Rosji. Możemy tego dokonać tylko wchodząc mocniej w sojusze europejskie i transatlantyckie, sabotując powracające związki dwustronne Rosja-Niemcy i Rosja-Francja oraz wciągając w nie jak najmocniej kraje bałtyckie, Ukrainę, państwa kaukaskie. Silna europejska Ukraina i Gruzja, są gwarancją naszego bezpieczeństwa. To genialna myśl Giedroycia, która potrafiła połączyć i Kwaśniewskiego i Kaczyńskiego. To sposób na niezależność polityczną, gospodarczą i wojskową od Rosji. To absolutny elementarz polskiej polityki zagranicznej. Testament Giedroycia rozumie i realizuje prezydent, dlatego jest mężem stanu, mimo, że jest konusem, mlaska i przekręca nazwiska. Boi się takich działań premier, bo to twardsze niż polityka miłości. Dlatego dotąd rząd nie ruszył z dywersyfikacją dostaw energii, dokończeniem wycinania szpiegów i aktywniejszym zabieganiem o MAP dla Gruzji i Ukrainy. Dla pijarowców PO (PiSu zresztą też), priorytetem politycznym jest dowalić tym drugim.

Norman Davies ostatnio celnie zauważył w Newsweeku, jakim zaściankiem jest Polska. Rybiński z kolei napisał: zdanie Słoń a sprawa polska zastąpiło Szczur, a sprawa polska. Cały świat mówi o sytuacji Gruzinów, łamaniu prawa, reakcji światowej. W czeskiej Pradze widać przygotowania do obchodów wielu rocznic z ósemką w dacie: 1938, 1948, 1968 – to wszystko przykłady zdrady cywilizacji zachodniej. Na forum The Washington Post jakiś Rosjanin o nicku Ustin pisze mi: Rosja to nie ZSRR, nasz kraj się zmienił. Niestety, fakty temu przeczą. Moskale nie nauczyli się demokracji. Dziś Pani Rice mówi: To nie jest 1968 rok, kiedy Rosja mogła grozić swym sąsiadom, okupować stolicę i bezkarnie obalić rząd. Świat się uczy odpowiedzialności za tę wolność, jaką niosą na bagnetach marines i w portfelach amerykańskie korporacje. A na naszym podwórku (bożym podwórku)? Wytykanie zbyt ostrych reakcji, piętnowanie za słabych działań, afera z pilotem rządowego samolotu (warto spojrzeć co pisze o tym rosyjska prasa: to czym nasza się różni?), skandal z zegarkiem na ręce prezydenta. Wszystko to okraszone komentarzami ekspertów o których, zanim każden jeden otworzy usta, z góry wiadomo co powiedzą. Wojna polsko-polska pod gwiaździstym sztandarem

Zgodnie z doktryną polityki miłości, nie powinniśmy też mieć tarczy i amerykańskich wojsk. Na szczęście Rosja najechała Gruzję i Sikorski poszedł po rozum do głowy (wyobrażam sobie tę naradę w KPRM: Nowak z Arabskim siedzą nad słupkami sondażowymi, ale Sikorski ich przekonuje, że jeśli Rosja zacznie grozić Polsce, to opozycja będzie mogła wytknąć, że PO nie wzięła amerykańskiego parasola). Cóż, to nie political fiction – to dokładnie to co wysypał Waszczykowski (i dostanie za to posadkę u Kaczyńskiego). Mamy tarczę, mamy Patrioty, mamy garnizon Amerykańców, mamy sojusz wojskowy. Oczywiście jeśli Barack Husein Obama nie wygra wyborów. Cudza baza na naszej ziemi, to nie brzmi fajnie, ale wydaje się jedyną gwarancją, żeby Białystok nie stał się kiedyś Gori. Rosjanie na Amerykanów nie uderzą. Dlaczego? Bo ich lubią, albo szanują ze względu na delikatność polityki USA? Nie, bo się boją ich zdecydowania! Condoleezza przyjechała, zjadła trzy posiłki, pochwaliła nas w pięknym przemówieniu, podpisała umowę w świetle kamer CNN, NBC, BBC, Al Jazzeery i innych stacji i wróciła do domu. Nasi politycy (a właściwie ich agencje reklamowe) najpierw pokłócili się o miejsce podpisu, potem o niedyplomatyczne zaproszenie, następnie o wymuszone spóźnienie prezydenta, o naruszenie protokołu przez Tuska, o złośliwość z meldowaniem wykonania zadania i wreszcie o parsknięcie Kaczyńskiego. Mają chłopaki talent. Tylko czemu w słupkach przybyło tylko PO, skoro to premier był przeciw tarczy?

Morał

Powróćmy do Kazika:

    Cała ta historia niesie morał i to całkiem spory
    Świat zobaczył, jak ten kraj jest bardzo chory

Polecam dobrą akcję:www.caritas.pl

muza

Sting feat. Mariza – A thousand years (odtwórz) (ściągnij)

9.08.2008

Moskwa do Moskwy!

 

7.08.2008

Olimpijski spokój na Placu Tiananmen

Na Placu Niebiańskiego Spokoju zamiast czołgów tłumy sportowców, widzów i wipów. Czołgi dało się zatrzymać (co widać na tym, według mnie najdramatyczniejszym zdjęciu XX wieku), tego co od 8 sierpnia zaczyna się w Pekinie zatrzymać nikt nie potrafi. Mam problem z tą Olimpiadą. No bo jak okazać swój brak obojętności na to, że dzieje się coś zupełnie nie przystającego do idei de Coubertina? Winny jest temu oczywiście MKOl, który po prostu zwietrzył doskonały interes. Jeszcze po tej decyzji dało się zapobiec tej kompromitacji: bojkot zapoczątkowany przez kilka potęg miałby szanse powodzenia. Ale Bush, Sarkozy, Putin i Merkel mają za duże interesy w Chinach (a właściwie to już są w dużej mierze od ich gospodarki uzależnione). Efekt jest taki, że Igrzyska w kraju łamiącym prawa człowieka co najmniej tak jak ZSRR w 1980 roku, odbędą się – tak jak te berlińskie w 1936 roku. Różnica jest jednak taka, że 3 lata przed II wojną światową duża część społeczności międzynarodowej mogła nie wiedzieć o wielu zbrodniach Hitlera, ale dziś każdy może wygooglać przewiny chińskich komunistów. Usprawiedliwienia brak.

Co powinien zrobić normalny, szary człowiek? To jest mój zgryz.

Bojkot? Nie oglądać Olimpiady? Cóż, dla jednych to nie lada poświęcenie, dla innych normalka, bo i tak ich sport nie interesuje. Ale nie oglądać, to też nie kibicować Polakom, a to przecież mieści się w katalogu patriotyzmu naszych czasów. Polaków trzeba oglądać! Bojkot? Nie kupować chińskich towarów? Jasne! Proponuję spróbować – nie da się. Czy to Ikea, czy H&M, czy swojska odzież z supermarketu – wszystko chińskie.

Bojkot? Olać sponsorów Olimpiady? To już nie takie głupie, ale też zupełnie nieskuteczne i trąci tanią pokazówką. Co mogę zrobić dla Tybetańczyka na uchodźtwie w Nepalu, Chinki (czikuczikulinki) harującej w szwalni, albo studenta skazanego na łagry za napisanie maila? Będę wdzięczny za pomysły, bo jak dotąd nie znalazłem dobrego rozwiązania. Dobrze, ze są tacy, co robią swoje: Amnesty International, Reporters Sans Frontieres (tu można zamanifestować wirtualnie), albo jakiś czeski komitet obywatelski.

4.08.2008

Krzysztof Kieślowski "Przypadek".
Jeden z wielkich filmów, najbardziej wrażliwego polskiego twórcy.
Przypadek - jeden wybór, ruch, zdanie, myśl, błąd
determinuje wszystko co będzie później.
Odwrotu nie ma.
Na pociąg zdążę, albo nie.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Nie ma tego dobrego, co by nie wyszło na złe.
Od tych milionów codziennych zdążę - nie zdążę, zrobię - nie zrobię, powiem - nie powiem
zależą tysiące przeznaczeń, które się dla nas piszą.
Ciągle na brudno, ze skreśleniami i kleksami,
ale potem już na zawsze, bez poprawek.
Zaplute, zamazane.
Chyba, że kolejny przypadek,
znów skieruje pociąg na ten sam tor.
2.08.2008
Co zrobiliście tutaj nicponie...

Kompromitacja w sprawie tarczy i zepsute stosunki z amerykanami.
Brak koncepcji dywersyfikacji dostaw gazu i brak sprzeciwu wobec planów wejścia Gazpromu do Polski– bo co? Państwo nie może regulować konkurencji? Hayek by się uśmiał!
Nowa ustawa o GMO – Polska skansenem Europy? Wbrew polskiemu rolnictwu (i nauce).
Brak jakichkolwiek działań dla ulżenia bankrutującym z powodu cen benzyny – nieee, Sarkozy nie może być tu wzorem, toć to populista.
Zapomniana reforma finansów publicznych. Tak, kiedyś miało być takie cuś.
Odstawiona razem z profesorem Gomułką reforma podatkowa. To, że wykłada na LSE, to jeszcze nie znaczy, że się zna.
Zamiast reform i restrukturyzacji – gaszenie strajków podwyżkami. No klasyczni liberałowie.
Wszystko wskazuje, że zamiast autostrad na Euro, będziemy mieli kilkaset boisk Orlik, na których budowie ktoś nieźle zarobi, a gminy i tak będą musiały dopłacić.
A Warszawa się dalej rozbudowuje to niemal po bizantyjsku, ale co to za problem, skoro HGW zapełnieni budżet z kasy Warszawiaków.
Katastrofa ustawy medialnej. Totalna POrażka, a Napieralski z Prezydentem przybijają piątkę. Nie do pomyślenia: popchnąć SLD w ramiona PISu – cud Platformy!
Niedorobiona koncepcja służby zdrowia – może jednak jak i Religa i Balicki tak sądzą, to jest coś na rzeczy?
Miały być dowody na zbrodnie kaczystowskiego reżimu. I gdzie? Ach, zapomniałem. Jest: zamordowany laptop Ziobry.
Na wszelki wypadek lepiej jednak obciąć budżety instytucji zagrażających PO lub jej sympatykom: CBA, IPN, NIK. Ale o tym ciiiiii....
Polska piłka... Co, rząd nic nie może? Jakoś kryminalista Lipiec mógł
Próba samobójcza dziennikarza i matactwo Ćwiąkalskiego – a gdzie media? Tak było jak umarła Blida.
Marnowanie naszej kasy na gówniarskie zabawy Kancelarii i harce Julki Pitery
Współtworzenie atmosfery anarchii w Sejmie, Palikot, Niesioł i Czuma. Niszczenie autorytetu urzędów państwowych. Tego nie było nawet między AWS, a Kwaśniewskim.

Platforma przywraca normalność? Gówno prawda. PO to taki PIS, tylko wypudrowany, pachnący i w ładnych garniturach.
Już tego nie kupuję, sorry.

27.07.2008

Plik:Komiks1-mniejszy.JPG

Objaśnienie rysunku

(z rozmowy Kostka i Judka na GG, 27.07.2007)

<poem> Ja 22:17:56

interpretacja dowolna

Ja 22:18:14

w zależności od sympatii

Judek 22:18:41

aha

Ja 22:18:57

ale generalnie chodzi o to, o co w bajce Fredry

Ja 22:19:15

ale szkoda, myślałem, że to bardziej jasne

Judek 22:19:38

może ostatnio za mało śledzę, co się dzieje w polityce

Ja 22:20:16

1) Kaczor sam u siebie rozrabiał, a teraz ma pretensje, że Tusku sobie u siebie w mieszkaniu ryby łowi i nic więcej, a ten mu mówi :- moje mieszkanie, to mogę robić, co chcę

Ja 22:20:41

no i pomieszałem obydwie interpretacje 

Judek 22:20:54

{{haha|}}

Ja 22:21:07

znasz generalnie sprawę Komisji Regulaminowej?

Ja 22:21:21

hańba! hańba! uzurpator!

Ja 22:21:23

itd?

Judek 22:21:32

no to słyszałem

Ja 22:21:57

no. to chodzi o to, że: 1) PIS nie takie numery robił jak rządził

Ja 22:22:23

2) no, ale jednak PO się złajdaczyła i smród mimo wszystko jest

Judek 22:23:12

a, czyli to nie ma nic wspólnego z podtopieniami na południu Polski?

21.07.2008

I. Profesor

Jest bardzo niewiele takich osób o których mówi się nie używając, jak to zwyczajowo przyjęte, tytułów stanowisk, jakie pełnili: minister, premier, marszałek, poseł, prezes, tylko tytułując je: profesor. Jedną z takich Postaci, obok Bartoszewskiego, Strzembosza, Balcerowicza i kilku innych, był Bronisław Geremek.

Różnie można oceniać jego drogę i kontrowersyjne wybory polityczne ostatnich kilkunastu lat (np. zachowanie w sprawie lustracji, albo sojusz z postkomunistami), ale Profesorowi trzeba oddać, co profesorskie. Geremek był bez wątpienia jednym z architektów pokojowego rozmontowania PRL-u, jednym z twórców ustroju III Rzeczypospolitej i najważniejszym nawigatorem polityki zagranicznej naszego kraju. Nie bez powodu, o kadrach polskiej dyplomacji po '89 roku mówi się: szkoła Geremka. Chwała Bogu, że to obraz wzruszonego Geremka, a nie Kwaśniewskiego ani Millera, będziemy pamiętać wspominając relację z Independence w stanie Missouri i jego przemówienie. Mam jedno wspomnienie osobistego z nim spotkania: kilka lat temu w antrakcie krakowskich Promsów, spostrzegliśmy go samotnego, gdzieś w tłumie na korytarzach filharmonii. Wyglądał na trochę zagubionego, wśród raczej miejscowego towarzystwa. Kiedy zobaczył, że mu się przyglądamy i coś do siebie szepczemy, nieśmiało się ukłonił, myśląc, że skądś się znamy.

Zwykle bywał jednak podobno lwem salonowym i królem anegdot.

II. Kaczor nie podał ręki Wałęsie...

...a podał Kaczorowskiemu i Kwaśniewskiemu. Nawet Tuskowi i Schetynie swą prawicę dał uścisnąć, a Wałęsie – nie! Teraz wiemy, o czym będą pisać gazety i dzienniki. Wydarzenie tygodnia – i to już w poniedziałek. Tym żyje naród, a raczej narodzik, śmieszny mały narodzik dziennikarzy, żyjący pomiędzy Krakowskim Przedmieściem, Wiejską i Ujazdowskimi i tłumek niezależnych publicystów, ekspertów i komentatorów biegających między redakcjami, z Czerskiej na Wiertniczą i z Woronicza na Domaniewską. Bo ludzie mają to gdzieś.

III. Był Bolkiem

Przeczytałem książkę i wątpliwości raczej nie mam. Według dokumentów, której kopie znajdują się w dyspozycji IPN-u, Wałęsa był agentem SB, który donosił na kolegów ze stoczni, co najmniej przez 2 lata. Możliwe, że brał też za to pieniądze. W 1976 roku został wyrejestrowany i nigdy więcej SB go nie złamała. W latach 80. bezpieczniacy go chronili, prawdopodobnie dlatego, iż wiedzieli, że lepszy lider na którego są haki, niż kto inny. Czy i jak te haki wykorzystali, wtedy, albo później? Nie wiadomo. Na głębszą analizę na razie się nie zdobędę. Muszę to przetrawić, nie mam takiej łatwości jak Michnik, co już zdążył zmieszać z błotem historyków (podobnie jak nie omieszkał dziś na pogrzebie swojego przyjaciela). Na razie zdjęcie z Wałęsą wciąż wisi u mnie w pokoju.

IV. A Ty, znasz Rona Asmusa?

Bo ja nie znam, ale zna go pani Fotyga i Radek Sikorski też. Proszę wzięć kajecik, zaprotokołować i podkreślić. Wężykiem, wężykiem.

5.07.2008

Czas Patriotów

Szykuje się kolejna wielka rozróba. W piątek Premier Tusk wystąpił na konferencji prasowej z przemówieniem, niemal bliźniaczo podobnym do przemowy premiera Wielkiej Brytanii (Hugh Granta) w filmie Love Actually. W skrócie: USA są naszym sojusznikiem, ale dotychczasowe relacje są nierównomierne, nie damy się wykorzystywać, bo mamy swoją dumę. Być może ten łzawy speech Tuska miał być błyskotliwym elementem naszych negocjacji z Amerykanami, ale wyszło tak jak zwykle. Specjaliści oceniają, że odrzucenie w taki sposób propozycji dotyczącej tarczy, akurat w dniu największego amerykańskiego święta, to szczyt chamstwa i prowokacja. To co powiedział Premier nie oznacza nic innego jak zerwanie jakichkolwiek rozmów. Chociaż bądźmy obiektywni, nie wszyscy komentatorzy mają takie zdanie: część sympatyków PO (co zrozumiałe), politycy SLD (co też szczególnie nie dziwi) i Rosjanie (którzy jak widać wciąż uważają, że Polsza, nie zagranica), uważają decyzję naszego rządu i sposób jej podjęcia za właściwy.

W mediach pojawiła się ciekawa teoria, jakoby oferta Amerykanów była w istocie inna niż przedstawiona przez Premiera Prezydentowi i Polakom. Tusk miałby ukrywać przed opinią publiczną szczegóły przygotowywanej umowy, w której zgodnie z tym co powiedziała Kaczyńskiemu Fotyga i co potwierdził rządowy negocjator Waszczykowski, USA przekazuje nam jednak kilka rakiet Patriot (a to jest warunkiem gwarancji bezpieczeństwa według polskiego rządu). Tezę o tym, że oferta Amerykanów jest korzystniejsza niż ją Premier maluje, potwierdza pośrednio też opinia ministra Sikorskiego, który przyznał, że to nie on zablokował dalsze negocjacje.

Jeśli Tusk próbował rozegrać sprawę tarczy do polepszenia swojego PR-u (który od dawna stawia na pierwszym miejscu), to może się przeliczyć. Polskie media zapewne staną po jego stronie, ale ta sprawa wykracza poza nasze brudne podwórko. Na niepoważne gierki pałacu z pałacem, nie ma miejsca w poważnej polityce. Jeśli instalacja nie powstanie u nas, to pewnie nigdzie (przyszła administracja Obamy nie wydaje się zainteresowana szukaniem nowego miejsca, a Litwa dla Rosji będzie zupełnie nie do przyjęcia). Nie trudno zgadnąć jakie państwo będzie uznawane na świecie za tego kto zablokował ten projekt obronny. Mimo, że nie rządzi już u nas Lepper, staniemy się specjalistami od blokowania.

PS. Link do pewnej ostatnio popularnej książki.

3.07.2008

Indeks nazwisk
od A do Z
AARON czyli oświecony

Nadredaktor Michnik pozazdrościł listy Wildsteinowi. Bo własna taśma, jest już w warszafce passe. Teraz spondżo jest mieć własną listę. Ogłosił wieszcz Adam M. drukiem swoje typy. Napisał kogo nie lubi, czyli kogo nie uważa za człowieka honoru. Prawie jak Kisiel. Prawie robi wielką różnicę. To coś jak muszla Duchampa i kibel w biurowcu na Czerskiej (wejście pionowym korytarzem w prawo).

LATO polskiej piłki?

Listek niby pokazał sobie sam czerwoną kartkę (nawet wcześniej niż brukowiec wydrukował go na okładce bez listka figowego), ale od stołka póki co się nie odspawał. Za to Senator Lato Grzegorz już występuje w roli delfina – sukcesora tronu Prezesa. Idealny kandydat: bezpartyjny specjalista spoza ‘’Układu’’. A czemu by nie wziąć Kiszczaka? Toż to człowiek honoru, zarządzać też potrafi (spółka SB S.A.). I jeszcze gratis wam wszystkie teczki spali. Do tego generał, a armia ma przecież w narodzie największe zaufanie.

MA LESZKA, Ma Bronka, Ma Staszka...

wszystkich kumpli ma w donosach. Winny? To doskonałe pytanie... Nieeee, ofiara! On ofiarą jest i ci co go kryli, oczywiście też. Ketman – pseudonim zobowiązuje. Wpisz sobie, kotku w gogle i przeczytaj co oznacza.

ZWIEFKA – no to zwiewa

Ale przedtem kasę weźmie. Jak dają, to się bierze. By żyło się lepiej. Fszystkim politykom.

21.06.2008

TW boLECH?
L jak Lechu

Jest sierpień 1980 roku, wąsaty elektryk wdrapuje się na wózek elektryczny, jakich w stoczni wiele. Przez mikrofon oznajmia: Mamy wreszcie niezależne, samorządne związki zawodowe... kolejne prawa ustanowimy już niedługo. Tłum niesie go na rękach i krzyczy: Lechu! Lechu! Zostaje bohaterem, głosem ogłaszającym wolność w samym środku czerwonego imperium, człowiekiem roku tygodnika Time, laureatem Pokojowej Nagrody Nobla. Do dziś to nagranie, chociaż nie padają w nim słowa: powstanie, walka, ojczyzna, niepodległość, wzrusza jak mało co. Przynajmniej mnie. Podobnie jak obraz z 15 listopada 1989. Wałęsa, już po wyborach 4 czerwca, już firmujący rząd Mazowieckiego, występuje w Kongresie Stanów Zjednoczonych. Przed nim jeszcze tylko markiz de Lafayette i Churchill przemawiali przed połączonymi izbami Kongresu nie będąc przywódcami państw. Po nim już tylko Nelson Mandela. Wałęsa rozpoczyna piękne przemówienie (oczywiście sam go nie pisał – zrobił to dla niego w dużym stopniu Jacek Kalabiński, który wystąpił też jako tłumacz-lektor) od słów: My Naród. Sala wstaje i nagradza go stojącą owacją.

Taki był Lech Wałęsa, ikona Solidarności, czyli najważniejszego ruchu obywatelskiego w XX wieku. Człowiek, który wyprowadził stąd wojska radzieckie i załatwił nam NATO. Takiego Wałęsę zawsze będę pamiętał i dla takiego Wałęsy zrywałem plakaty Kwaśniewskiego w 1995 roku.

Jednocześnie, chciałbym zapomnieć o tych wszystkich błędach i kombinacjach Wałęsy-Prezydenta. Obiecanki-cacanki, wspieranie lewej nogi, kapciowy Wachowski i lewy czerwcowy. Tak, Wałęsa jako polityk III RP się nie sprawdził. Ale, mimo, że jeszcze pięć lat temu dołował w sondażach opinii publicznej, a jego rządy były przedstawiane jako pasmo nieustających konfliktów (w kontraście do niebiańskiego spokoju Prezydentury Kwaśniewskiego), nie ma to wpływu na jego postrzeganie jako bohatera Rzeczypospolitej. Pytanie, czy ma na to wpływ sprawa TW Bolka?

L jak lustracja

Od początku byłem zwolennikiem lustracji. Lustracji jako jakiegoś rozsądnego sposobu rozwiązania problemu kilometrów teczek SB (czyli tego co pozostało po ich masowym niszczeniu u schyłku PRL, częściowo już za wiedzą i aprobatą rządu Mazowieckiego). Lustracji, jako naturalnej konsekwencji uznania obalonego reżimu za przestępczy. Oczywiście wiele autorytetów straszyło i przekonywało, że teczek nie należy ruszać. Ale do cholery, skoro dało się tę bombę rozbroić w Niemczech i Czechach, dlaczego miałoby się nie udać u nas.

IPN od momentu powstania wykonuje kapitalną robotę. Pisze prawdziwą historię XX wieku, która przez niemal cały jego okres była w jakichś sposób fałszowana, edukuje, pielęgnuje pamięć, przywraca chwałę bohaterom, odbrązawia nasze dzieje najnowsze (wiem, bo trochę udało mi się poznać funkcjonowanie tej instytucji od wewnątrz). Kiedy okazało się, że lustracja poprzez oświadczenia lustracyjne, procesy, itp. nie jest możliwa (m.in. z powodu kuriozalnego wyroku Sądu Najwyższego, który uznał – w sprawie M. Jurczyka, że agentem jest jedynie ta osoba, która swoją działalnością komuś zaszkodziła), jedynym wyjściem wydaje się otwarcie archiwum dla wszystkich – tak jak u naszych zachodnich sąsiadów. Temu właśnie służą, moim zdaniem, takie kontrowersyjne akcje jak lista Wildsteina, czy książka Cenckiewicza i Gontarczyka o Wałęsie. Nie szukałbym tu elementów walki politycznej, tym bardziej, że IPN nie jest wcale bardziej pro-PiSowski, niż pro-Platformerski (z krakowskiego podwórka: były szef oddziału Ryszard Terlecki jest posłem PiS, ale obecny szef Marek Lasota – radnym PO).


L jak lektura

Po książce o Wałęsie nic nie wzbudzi tak powszechnych emocji lustracyjnych. Papieża już opisano (zrobił to zresztą świetnie wspomniany wyżej Lasota). Skoro nie będzie emocji, nie będzie powodów do zalewania betonem archiwów na pięćdziesiąt lat, jak chce Michnik (swoją drogę, dosyć specyficzne podejście historyka do dokumentów historycznych). Wreszcie, dwadzieścia lat po Przełomie, esbeckie papiery przestaną straszyć. Spekulacje na temat plotek zastąpią analizy i opracowania historyków. Oby głównie młodych, mogących zdobyć się na spojrzenie z dystansu.

To charakterystyczne, że o książce, którą do tej pory przeczytało może sto, dwieście osób w kraju, już przegadano w mediach dziesiątki godzin. Nie znalazłem się w tej elitarnej grupie, więc będę tu opierał się na opiniach i skrawkami wydrukowanych przez Rzeczpospolitą. Krytyczni czytelnicy książki Gontarczyka i Cenckiewicza zgadzają się, że jest ona momentami tendencyjna. Z upublicznionych fragmentów można wysnuć tezę, że autorzy idą trochę za daleko pisząc np. o wyborach prezydenckich 1990 roku (sugerują, że SB negocjowała z Wałęsą jak będzie wyglądać jego kadencja, za pomocą szantażu w teczce Tymińskiego), jednak w kwestiach fundamentalnych – sprawie dokumentów dowodzących realniej współpracy Wałęsy z SB w latach 1971-72 i formalnej jeszcze do 1976 roku, historycy IPN wydają się nie odchodzić od chłodnej i profesjonalnej oceny materiału jakim dysponowali. Zdają się to dostrzegać nawet osoby występujące wobec nich jako adwersarze. Co więcej, okazuje się, że mimo ogólnego oburzenia, wielu z nich wiedziało od wieków o brzydkim epizodzie Lecha Wałęsy.

Cenckiewicz i Gontarczyk jako jeden z dowodów na współpracę Prezydenta z bezpieką, podają notatkę dotyczącą właśnie fałszowania dokumentów na Wałęsę, czym zajmowała się SB od 1982 roku, skutecznie blokując Nobla dla szefa Solidarności. Major Styliński pisze w notatce służbowej z 1985 roku: Celem działań jest dalsze utwierdzenie A. Walentynowicz w przekonaniu, że L. Wałęsa nadal współpracuje z SB. Nie jest nadużyciem stwierdzenie, że słowo nadal nie znalazło się w tekście przypadkiem, albo esbek nie wiedział co ono oznacza.

Warto zwrócić też uwagę na fakt, który wypłynął przy okazji tej specyficznej promocji nowego wydawnictwa IPN-u. Krzysztof Wyszkowski, którego dotychczas, jako wariata nie zapraszano do studiów telewizyjnych, oświadczył, że Lech Wałęsa już w 1979 roku przyznał się kolegom do kablowania. Ponoć jest to nawet na taśmie (wiedziałem, że czegoś od początku w tej aferze brakuje!). Taśmę ma mieć Bogdan Borusewicz – człowiek, który wymyślił strajk sierpniowy. Borusewicz prowadził też w tamtym czasie odwróconego esbeka – agenta Solidarności, Adama Hołysza. Hołysz miał ostrzegać go o przeszłości lidera S. W tym kontekście zastanawiać musi jedyna dotychczas, lakoniczna wypowiedź marszałka Borusewicza o całej sprawie: Nie czytałem książki, więc nie będę się wypowiadał. Marszałek Senatu nie powinien wypowiadać się o publikacjach IPN.

L jak ludzie Prezydenta

Sprawa Bolka, chociaż dotyczy domniemanej współpracy w latach 70. w dużym stopniu bardziej odnosi się lat 90. Nie chodzi wcale o oskarżenia osób nazywanych paranoikami i oszołomami (Gwiazdy, Walentynowicz i Wyszkowskiego) – te od lat 80. były podsycane przez samą SB. Mocnym oskarżeniem jest to o tuszowanie sprawy za czasów prezydentury Wałęsy. Sam Prezydent miał kilka momentów w których przyznał się do pewnych kontaktów z bezpieczniakami: w książce Droga nadziei (...nie wyszedłem z tego zupełnie czysty...), a przede wszystkim w wycofanej depeszy PAP z nocy obalenia rządu Olszewskiego (...próbowałem różnych możliwości i różnych sposobów walki. Aresztowano mnie wiele razy. Za pierwszym razem, w grudniu 1970 r. podpisałem 3 albo 4 dokumenty.). Jednak istnieją też dowody na bezprawne niszczenie przez niego i jego ludzi dokumentów SB. Sam Wałęsa mówił publicznie, że nie wynosił z archiwów żadnych papierów, jednak ujawniona notatka ministra Milczanowskiego (który bez wątpienia był człowiekiem Wałęsy), świadczy o czymś zgoła innym.

Ewentualne sprzątanie jest o tyle ważną sprawą, że to na tych dokumentach, które pozostały opierał się Sąd Lustracyjny, gdy w 2000 roku oczyszczał Wałęsę z zarzutu współpracy z SB. Orzeczenie Sądu zostało zresztą poddane w książce IPN-u druzgocącej krytyce.

Jeśli dokumenty były spreparowane, dlaczego Prezydent bał się ich ujawnienia? Kolejnym pośrednim dowodem powstającym, kiedy skojarzy się fakty, jest pytanie: dlaczego gdy Lech Wałęsa poprosił UOP o teczkę na swój temat, dostał do razu materiały TW Bolka? Takie pytania padają w książce Cenckiewicza i Gontarczyka. Być może autorzy zbyt łatwo sami udzielają na nie odpowiedzi, ale skoro nie chciał jej udzielić sąd III RP badający sprawę wynoszenia akt, ani sam zainteresowany, ani żaden inny, może bardziej poważany historyk, to trudno mieć o to do nich pretensje.

L jak legenda

Zgadzam się z obrońcami Prezydenta, kiedy mówią, że to co w książce to nie jest cała prawda o Wałęsie, że książka powinna na kolejnych setkach stron opisywać to jak urwał się esbekom, jak pociągnął za sobą tłumy w karnawale Solidarności, jak nie dał się złamać w stanie wojennym, jak nie dał się sprowokować w 1988 roku. Racja, i mam nadzieję, że niebawem powstanie pełna biografia Noblisty, napisana przez historyka, który cieszy się niepodważalnym autorytetem. Oby tak się stało. Tylko, że zbliża nas do tego właśnie ta pierwsza książka, bo ona ruszyła lawinę.

Niektórzy obrońcy Prezydenta zdążyli już wykląć jej autorów. Tylko, czy słowo obrońcy jest tutaj najwłaściwsze? Bez cienia wątpliwości uznaję się za obrońcę legendy Solidarności i jako jego obrońca radziłbym mu raczej przestać występować w mediach z histerycznymi wypowiedziami i sprzecznymi wersjami zdarzeń, tylko zdobyć się na spowiedź z tych kilku niejasnych momentów i wyjaśnienie wszystkich okoliczności. Ktoś może rzucić powiedzonkiem: tłumaczą się tylko winni, ale tę maksymę wymyślił pewnie jakiś podejrzany typ.

Panie Prezydencie, pokaż, że jesteś wielką postacią naszej historii, bo prawdziwa wielkość polega właśnie na przyznaniu się do słabości. Czy Pan donosił? Jeśli tak, to z jakiego powodu? Kiedy? Co Pan mówił bezpiece? Czy brał Pan pieniądze? Czemu Pan się nie przyznał, kiedy Pan stał na czele (przecież naród by wszystko zrozumiał)? A jeśli nie, to czemu Pan czyścił papiery TW Bolka... Nadal nie znamy pełnej prawdy. Niech Pan to wszystko wyjaśni, jakakolwiek by ona była. Nawet jeśli tylko dla kilku procent Polaków ma to większe znaczenie, niż nowa promocja komórek. Wtedy trafi Pan na pomniki. Pomniki jakich nie da się obalić.

  Odnośniki zewnętrzne na tej stronie mogą prowadzić do nikąd i wymagać albo aktualizacji, albo usunięcia.
Jeżeli na tej stronie nie ma już nie działających odnośników, usuń ten szablon.